» Blog » Kontrqchnia #2: O bohaterach
07-12-2009 06:17

Kontrqchnia #2: O bohaterach

W działach: Polemika, Literatura, Niedomyślenia | Odsłony: 5

Kontrqchnia #2: O bohaterach

Abstrahując od dyskusji o zasadności porad pisarskich, jaka wytworzyła się pod ostatnią Qchnią Artystyczną, odniosę się wreszcie do tego, co naprawdę powinno nas w tym felietonie interesować, czyli do tezy Malakha. Teza konkretna, a więc podatna na polemikę - którą niniejszym z chęcia podejmę:

 

"Możecie opisywać przygody wielkich wojowników, ale nie zapomnijcie od czasu do czasu spuścić im porządnego lańska, żeby przypomnieć czytelnikom, że heros też krwawi."

 

Czy wiarygodny heros powinien krwawić? A właściwie: czy krwawienie faktycznie uczyni go wiarygodnym? Przypominam sobie Johna McClane* w Szklanej Pułapce (capo di tutti cappi wszystkich "niezniszczalnych"**) i mam przed oczami widok zakrwawionego, pobitego i brudnego kolesia w za małych butach. Cieżko mi jednak wskazać moment w trakcie oglądania filmu, kiedy wątpiłem w to, że John skopie wszystkim tyłki i wyjdzie z tego cało.

 

Nie zmienia tego także fakt, że chyba w każdej części podwija mu się noga: wreszcie zostaje dorwany przez "Tych Złych", jest zdany na ich łaskę, związany albo gdzieś zamknięty, z pistoletem przytkniętym do głowy albo uwięziony w pomieszczeniu, które za chwilę wybuchnie, a przy okazji ktoś z jego rodziny zostaje porwany i grozi mu równie nieciekawy los. Taki moment jest oczywiście konieczny dla fabuły. Gdyby główny bohater wszedł i powystrzelał wszystkich bez najmniejszych problemów, widzowie ziewali by z nudów.

 

Ale nie czyni to wcale bohatera serii Die Hard, ani żadnego z jego licznych klonów mniej niezniszczalnymi. Ot, to po prostu element wymagany dla zbudowania chwilowego napięcia, który nie tyle sprawia, że martwimy się o los bohatera, raczej zastanawiamy: jak on z tego wybrnie? W przypadku powieści określenie „chwilowe” należy oczywiście rozumieć nieco bardziej elastycznie, ale reszta pozostaje bez zmian: nie czytałem jeszcze drugiego tomu Pana Lodowego Ogrodu, ale stawiam diamenty przeciwko orzechom, że Vuko w tej części przestaje być drzewem, prawda? ;) Wątpię takze, żeby ktokolwiek miał wątpliwości, że Geralt pozbiera się po walce z Vilgefortzem itd.


Oczywiście, Malakh ma rację: nawet jeśli końcowy wynik historii jest jasny, warto czasem naszego bohatera poobijać. Niezniszczalność jest fajna tylko jeśli ma swoje konkretne powody (Dr Manhattan w Watchmenach, Żelazny Generał u Dukaja), w innych wypadkach powoduje to właśnie, o czym mówiłem na początku: ziewanie czytelnika w trakcie najgorętszej akcji. Jednakowoż nie uważam, by budowało to jakąś szczególną troskę o bohatera, ani nie sprawiało, że staje się bardziej wiarygodny. Co jednak może wywołać taką reakcję, jeśli nie ryzyko porażki?


Ofiara.


Bohater wygra, to raczej pewne.*** Pytanie brzmi: co musi poświęcić, żeby tego dokonać? To właśnie cena zwycięstwa jest tym, co nadaje wyzwaniu mięsistości. A przy tym chwyt ten daje szeroki manewr działań, bo i różnie pojęcia ofiary można rozumieć: wachlarz możliwości rozciąga się od [teraz będą spojlery!] śmierci towarzyszy lub bliskich (akcja na zamku Stygga w Wiedźminie, śmierć Boromira we Władcy Pierścieni), przez uszkodzenia ciała (John Hartigan na początku w Sin City: Ten Żółty Drań), utratę sprzętu (tu brak mi przykładu, ale chodzi oczywiście o cenny sprzęt: artefakt albo coś istotnego dla fabuły****), honoru lub dobrego imienia (Batman w Mrocznym Rycerzu), osobowości (Nicolas Hunt w Czarnych Oceanach), człowieczeństwa (Wikus van de Merwe w Dystrykcie 9), aż po poświecenie własnego życia (Hartigan i Marv w Sin City).


Zauważmy: jeśli bohater nie płaci ofiary, zwycięstwo nic go nie kosztuje. Powoduje to efekt rodem z dedeków: wpadamy do podziemi, nabijamy pedeki, rany ekspresowo leczymy, w razie śmierci wskrzeszamy, w efekcie głupotą by było do podziemi nie wchodzić - ryzyko żadne, za to zysków dużo. Jeśli pojawia się koszt, którym trzeba okupić wygraną, bohater przestaje być czołgiem zbiajającym kolejne przeszkody siłą rozpędu („jestem bohaterem, więc podejmuję wyzwania”), a zaczyna naprawdę decydować o własnym losie („podejmuję wyzwania, więc jestem bohaterem”), przynajmniej takie wrażenie zyskuje czytelnik: mógł odpuścić i nie narażać się, ale postanowił działać i ponosi tego konsekwencje.


Oczywiście, tu dochodzi jeszcze jeden element nad którym należy się zastanowić: czy bohater jest świadomy ryzyka przed podjęciem wyzwania? Czy uświadomił je sobie i podjął już w trakcie? A może nie był świadom w ogóle? Zrobił to dobrowolnie czy to coś zupełnie niezależnego od niego? A może wynik jego błędu? Odpowiednie rozstrzygnięcie tych decyzji pozwala nadać ofierze różny wymiar.

 

Pamiętajmy też, że obok "wyzwania głównego", czyli zazwyczaj tego, które rozwiązywane jest w finale powieści, istnieje wiele "wyzwań pobocznych", pojawiających się wcześniej. Nie ma oczywiście potrzeby, żeby za każdym razem bohater płacił w ten czy inny sposób za ich pokonanie. Ofiara staje się tu elementem wyróżniającym: wyzwanie przy którym się ona pojawi, zostanie przez czytelnika odebrane jako istotniejsze - bo wpływa w jakiś sposób na sytuację bohatera oprócz pchania akcji do przodu.


Powstaje nam schemat, który, choć niekoniecznie heroiczny, aż się prosi o zapisanie wielkimi literami: Bohater podejmuje Wyzwanie i odnosi Zwycięstwo za cenę Ofiary. Powiecie, że truizm. Jasne, ale warto zastanowić się: skąd ten truizm się wziął i jaka jest jego funkcja w opowieści? A co więcej: czy można (i warto) go zmienić i jak ta zmiana może wpłynąć na historię, którą opowiadamy?


 

 

 

*Byłem piewien, że postać grana przez Bruce'a Willisa nazywała się McLane, ale Wikipedia mówi mi co innego.

**Tak, nie lubię Conana.

***Chyba, że przegra. Ale to zupełnie inna bajka i inny koncept pisarski.

****Tak, pomyślałem o Jedynym Pierścieniu, ale nie wiem czy zniszczenie siły ewidentnie destruktywnej (nawet jeśli dawała też „bonusy”) podpada pod kategorię ofiary. IMO nie taki był przekaz Władcy.

Komentarze


Siman
   
Ocena:
0
Dodałem drugi raz, bo za pierwszym coś wrzuciło się nie tak jak trzeba. Czy jakiś moderator mógłby wywalić ten pierwszy wpis, bo ja nie mogę tego zrobić?
07-12-2009 06:20
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
SPOILERY TOTALNE.

Wspomnę, że gdy czytałem Wiedźmina (koniec gimnazjum/początek liceum) to scena z okaleczeniem bohatera (kolano to było? chyba) wydała mi się niezła, bo przez resztę książki było widać, jak wyciągane są na wierzch tego efekty.

Gdy jednak moja świadomość literacka trochę dojrzała i dostałem do rąk drugi tom Mrocznej Wieży (Kinga), w której główny bohater - Rewolwerowiec - na samym początku książki walczy z jakimś krabem czy innym ścierwem, traci kilka palcy i zostaje podkreślone, że nie będzie mógł już strzelać tak dobrze, jak kiedyś, odłożyłem książkę.

Ale najgorzej było w drugim tomie PLOgrodu, przy którym uruchomiło się me nieentuzjastyczne, wielkie "NIEEEE! JAROSŁAWIE! JAK MOGŁEŚ MI TO ZROBIĆ!". Gdyż Vuko również po uwolnieniu z drzewa traci swoją wyczesaną broń, nawala mu cyfral, nawet języka zapomina. Miałem wtedy ochotę spopielić i zapomnieć PLO na zawszę, bo nie potrafię wybaczyć tak pasudnego powielania schematów.

Ale warto ten schemat zapamiętać: Bohater jest niezmiernie silny, zostaje osłabiony, po czym wie, że wroga musi pokonać inaczej, niż czystym melee combat i szuka jakiegoś Sposobu. Fabuła ma pretekst do rozwijania się a czytelnik a) poczucie straty b) żalu c) niepewność zwycięstwa d) odpowiednio negatywny stosunek do przeciwnika.

A swoją drogą: http://static5.demotywatory.pl/upl oads/1260112389_by_Aureus_500.jpg
07-12-2009 07:15
Cherokee
   
Ocena:
0
SPOILER @ DISTRICT 9

"A co więcej: czy można (i warto) go zmienić"

Zmienić można. Przykładem jest choćby Jesienna Gawęda, która modyfikuje schemat na "Bohater podejmuje Wyzwanie, ponosi Ofiarę i Przegrywa". Czy warto? Chyba nie, jeśli wierzyć opiniom, że Jesienna Gawęda to największe zło jakie dotknęło polskie RPG. ;-)

BTW, District 9 to właśnie opowieść jesiennogawędziana. Bohater walczy, zbiera baty, walczy jeszcze bardziej desperacko i przegrywa. Wikus traci wszystko co można stracić. Pozostaje przy życiu, aczkolwiek złośliwie można by powiedzieć, że tylko po to by dłużej cierpiał. Być może w sequelu odniesie ostateczne zwycięstwo, lecz jak na razie jest bohaterem tragicznym.
07-12-2009 10:39
Kumo
   
Ocena:
0
"Gdy jednak moja świadomość literacka trochę dojrzała i dostałem do rąk drugi tom Mrocznej Wieży (Kinga), w której główny bohater - Rewolwerowiec - na samym początku książki walczy z jakimś krabem czy innym ścierwem, traci kilka palcy i zostaje podkreślone, że nie będzie mógł już strzelać tak dobrze, jak kiedyś, odłożyłem książkę."

Tak, akurat tutaj moim zdaniem King dał ciała. Taki numer wykręca się bohaterowi dopiero po dłuższym czasie (vide kolano Geralta, a właściwie łomot, który wiedźmin wtedy dostaje), kiedy wiemy jak dotkliwa dla niego (i dla nas - czytelników) będzie strata/upokorzenie, a nie na samym wstępie.
(Eee tam, to jeszcze nic w porównaniu z tym, co potrafi swoim bohaterom zrobić taki Martin czy Erikson...)
07-12-2009 16:53
Scobin
   
Ocena:
0
Skojarzenie: obecność ofiary (poświęcenia) jest jedną z głównych rzeczą różniących dark heroic fantasy (Gemmell) od... hmm... nie dark heroic fantasy (nie Gemmell). ;-)


SPOILER DO DYSTRYKTU 9!


BTW, District 9 to właśnie opowieść jesiennogawędziana. Bohater walczy, zbiera baty, walczy jeszcze bardziej desperacko i przegrywa.

Ale żeby nie było tak ponuro, w ostatniej scenie mamy kwiatek subtelnie symbolizujący nadzieję. ;)
07-12-2009 18:11
Siman
   
Ocena:
0
@Aureus
"Bohater jest niezmiernie silny, zostaje osłabiony, po czym wie, że wroga musi pokonać inaczej"

Przypomniałeś mi o niezmiernie istotnej kwestii, o której zapomniałem napisać. Dodałem akapit do wpisu. W każdym razie to, o czym piszesz jest jednym z aspektów tej kwestii, ale na pewno nie jedynym.

@Scobin
"Skojarzenie: obecność ofiary (poświęcenia) jest jedną z głównych rzeczą różniących dark heroic fantasy (Gemmell) od... hmm... nie dark heroic fantasy (nie Gemmell). ;-)"

Nie, zdecydowanie nie ma to nic wspólnego z dark ani heroic. IMO to cecha fantasy w ogóle: czyż Frodo we Władcy nie poświęca w wyprawie swego dotychczasowego życia? I to nie dlatego, że musi wyruszyć z Shire, ale dlatego, że nie może później do niego powrócić: jego przeznaczeniem staje się wyprawa na Zachód.

To trzeba podkreślić: w ofierze nie chodzi o to, żeby bohater dostał w dupę i generalnie miał przerąbane (i było mrocznie). Chodzi o ten element, który sprawi, że wyzwanie nabierze głębszego znaczenia dla życia bohatera, a nie będzie tylko miłym epizodem do opowiadania wnukom "jak to świat uratowałem".

Zresztą, znów podkreślam mnogość możliwości w tej kwestii: sposobów wykorzystania motywu ofiary w opowieści jest legion, można go swobodnie dostosowywać do reguł wielu konwencji. Zwłaszcza, jeśli uświadomimy sobie, że Wyzwanie wcale nie musi być starciem z przeciwnikiem, a Zwycięstwo: jego pokonaniem.
07-12-2009 20:37
Siriel
    Utrata sprzętu?
Ocena:
0
"Mad Max 2" i rozwalony samochód Maxa.

Palpatine i strata Gwiazdy Śmierci. ;)

Teza jest sformułowana nieco nieściśle. Bohater nie zawsze rezygnuje z czegoś świadomie. Najczęściej jest to przeciwność losu, którą musi pokonać. A więc nie tyle "musi coś poświęcić, żeby wygrać", lecz "wygrywa, mimo że coś traci".
10-12-2009 22:47
Siman
   
Ocena:
+1
""Mad Max 2" i rozwalony samochód Maxa."

Nie, zaraz, przecież nie chodzi o KAŻDĄ rzecz negatywną, która wydarzy się bohaterowi. W przypadku Mad Maxa to wydarzenie było raczej zawiązaniem akcji, ELEMENTEM wyzwania. Z ofiarą czy kosztami zwycięstwa nie miało to przecież nic wspólnego. Więc zły przykład.

"Najczęściej jest to przeciwność losu, którą musi pokonać. A więc nie tyle "musi coś poświęcić, żeby wygrać", lecz "wygrywa, mimo że coś traci"."

IMO oba elementy występują równolegle. Zależy, gdzie postawimy akcenty. Jak mówię: tu opcję są ogromne.
11-12-2009 03:44
Siriel
   
Ocena:
0
W przypadku Mad Maxa to wydarzenie było raczej zawiązaniem akcji, ELEMENTEM wyzwania.

Biorąc pod uwagę, że owo wydarzenie nastąpiło w 2/3 filmu, trudno je uznać za "zawiązanie akcji".

Odnośnie innego przykładu:

Śmierć towarzyszy trudno nazwać ofiarą z punktu widzenia bohatera, chyba że został on postawiony przed wyborem "cel albo kumpel". W tym sensie śmierć Boromira jest ofiarą tylko w aspekcie samego Boromira. Dla pozostałych jest tylko negatywnym wydarzeniem.

Lepszym przykładem jest gunslinger Roland, gdy poświęca Jake'a, żeby pójść dalej. Albo król Artur, który poświęca rycerzy, żeby znaleźli Graala.
11-12-2009 20:30
Siman
   
Ocena:
0
"Biorąc pod uwagę, że owo wydarzenie nastąpiło w 2/3 filmu, trudno je uznać za "zawiązanie akcji"."

OK, drugiego Mad Maxa oglądałem z 5 lat temu ostatnio i mogłem coś pomieszać. Przypomnij, jeśli możesz, w jakich okolicznościach to się stało?

"Śmierć towarzyszy trudno nazwać ofiarą z punktu widzenia bohatera, chyba że został on postawiony przed wyborem "cel albo kumpel". W tym sensie śmierć Boromira jest ofiarą tylko w aspekcie samego Boromira. Dla pozostałych jest tylko negatywnym wydarzeniem."

Oczywiście kwestia interpretacji. Jeśli potraktujemy każdego bohatera osobno, śmierć Boromira jest poświeceniem samego siebie. Ale możemy też mówić o bohaterze zbiorowym (i ten jest ważniejszy, bo główny i, nomen omen, tytułowy): drużynie pierścienia. W takim wypadku śmierć jednego z towarzyszy jest ofiarą całej grupy. Oczywiście w szerszym, metafabularnym sensie, bo oczywiście nikt się nie zbierał i nie głosował "poświęcić czy nie".

Co do pozostałych przykładów: pierwszego nie znam, drugi wydaje mi się zbyt ogólny (co wg znaczy "poświęcił, by poszukiwali"?).
12-12-2009 00:44
Siriel
   
Ocena:
0
Mad Max 2

Z tego, co pamiętam, to Max próbował odjechać z obozu gości, którzy mieli cysternę z benzyną, ale dorwali go bandyci, którzy chcieli zabrać im benzynę. Max sam rozwalił wóz, uruchamiając ładunek pod bakiem. Albo jakoś tak było. Jakieś 2/3 filmu. :)

Odnośnie Boromira (swoją drogą Gandalfa też), to moim zdaniem o ofierze nie można mówić, chyba że w aspekcie osoby, która się na nią decyduje (czyli obaj wyżej wymienieni panowie). Pozostali nie decydują, jedynie reagują na wydarzenia.

Ofiarą jest raczej zachowanie Froda albo Bilba, którzy rezygnują z własnego spokoju/zdrowia albo z pierścienia. Ofiarą jest zachowanie Arweny, która rezygnuje z nieśmiertelności.

A Rolanda polecam. "Dark Tower" Kinga. Opisane wydarzenie jest w I tomie, pt. Gunslinger.
12-12-2009 01:43
Siman
   
Ocena:
0
"Z tego, co pamiętam, to Max próbował odjechać z obozu gości, którzy mieli cysternę z benzyną, ale dorwali go bandyci, którzy chcieli zabrać im benzynę. Max sam rozwalił wóz, uruchamiając ładunek pod bakiem. Albo jakoś tak było. Jakieś 2/3 filmu. :)"

OK, zwracam honor. Czyli fakt, dobry przykład.


"Odnośnie Boromira (swoją drogą Gandalfa też), to moim zdaniem o ofierze nie można mówić, chyba że w aspekcie osoby, która się na nią decyduje (czyli obaj wyżej wymienieni panowie). Pozostali nie decydują, jedynie reagują na wydarzenia.

Ofiarą jest raczej zachowanie Froda albo Bilba, którzy rezygnują z własnego spokoju/zdrowia albo z pierścienia. Ofiarą jest zachowanie Arweny, która rezygnuje z nieśmiertelności."


Zapominasz, że nie zawsze chodzi o jasną decyzję: albo wygrywasz i poświęcasz, albo niepoświęcasz i przegrywasz. Czasem jest to kwestia ryzyka. Członkowie drużyny pierścienia wyruszając na wyprawę ryzykowali śmierć w imię wypełnienia misji. Ryzykowali WSPÓLNIE. To, że wypadło akurat na tych, a nie innych, jest kwestią kolejnego wyboru. Czyli mamy najpierw wspólne: "decydujemy się na podjęcie ryzyka, że ktoś może zginąć", a potem indywidualne: "decyduję, że to będę ja". W tym sensie i jedno, i drugie jest ofiarą.

Zresztą, świadomość IMO nie jest tu konieczna. Gdyby drugiej decyzji nie było (tzn. zadecydował przypadek, że akurat ten zginął), nadal byłaby ofiara. Ofiarę definiuję jako "cenę za wygraną". I trzeba to traktować metafabularnie: świadomość ofiary ma czytelnik, nie bohater. Czy bohater "płaci" świadomie czy nie, jest rzeczą wtórną, wewnątrzfabularną. Na poziomie "meta" ważne jest to, że skutki uboczne są efektem podjętych decyzji (zaangażowania się w wyzwanie i dalszych z tym związanych). Te skutki nie muszą być koniecznie złe dla bohatera (wspomniany Gandalf na swojej ofierze wychodzi akurat nieźle ;) ), ważne, żeby przynosiły dla niego istotną, nieodwracalną zmianę.
12-12-2009 02:04
Siriel
   
Ocena:
0
Czyli mamy najpierw wspólne: "decydujemy się na podjęcie ryzyka, że ktoś może zginąć", a potem indywidualne: "decyduję, że to będę ja".

W takim rozumieniu całe życie i każda decyzja jest potencjalną ofiarą. Różnicą jest tylko stopień ryzyka, ale ono zawsze istnieje. To uogólnienie prowadzące do absurdu lub do dużej ilości wódki, żeby to rozwikłać filozoficznie. ;)

Ofiarę definiuję jako "cenę za wygraną".

Wtedy obniżasz wartość ofiary rozumianej w sensie "poświęcenia".

wspomniany Gandalf na swojej ofierze wychodzi akurat nieźle ;)

Pamiętaj, że wraca odmieniony i tylko po to, żeby dokończyć misję. To nie jest amnestia, tylko raczej odroczenie.
12-12-2009 13:50
Siman
   
Ocena:
0
"W takim rozumieniu całe życie i każda decyzja jest potencjalną ofiarą. Różnicą jest tylko stopień ryzyka, ale ono zawsze istnieje. To uogólnienie prowadzące do absurdu lub do dużej ilości wódki, żeby to rozwikłać filozoficznie. ;)"

Pamiętaj, że mówimy o świecie przedstawionym, a nie rzeczywistym. W przypadku rzeczywistego miałbyś rację. W przypadku przedstawionego to autor decyduje czy i jaki jest stopień ryzyka. I w tym właśnie rzecz, żeby dał czytelnikowi jasny przekaz: wyzwanie to wysokie ryzyko, brak wyzwania - brak ryzyka. Prawa opowieści wykluczają sytuację, w której Sam Gamgee po odmówieniu pomocy Frodowi zostaje w bezpiecznym Shire, a następnego dnia skręca sobie kark poślizgnąwszy się na mydle. ;)


"Wtedy obniżasz wartość ofiary rozumianej w sensie 'poświęcenia'."

Ale dlaczego obniżam? Kwestią indywidualnego wyboru twórcy jest ranga i konkretny "kształt" ofiary. Ja tylko prezentuję pewien schemat, który sprzyja wzbudzaniu emocji u czytelnika. Jak to wykorzysta autor, to już jego broszka.
12-12-2009 16:02
Scobin
   
Ocena:
0
W którymś komentarzu piszesz:

"Te skutki nie muszą być koniecznie złe dla bohatera (wspomniany Gandalf na swojej ofierze wychodzi akurat nieźle ;) ), ważne, żeby przynosiły dla niego istotną, nieodwracalną zmianę".

No i właśnie – w moim odczuciu fantasy to przede wszystkim opowieść o przemianie. Przemianie bohatera i przemianie jego świata [1]. Czy ofiara (= cena za wygraną) jest koniecznym warunkiem takiej przemiany? Można by debatować.

Tak czy inaczej, pisząc (może zbyt skrótowo) o "heroiku i darku", miałem na myśli to, że w tym drugim strata (hmm, to chyba trafniejsze słowo?) jest znacznie poważniejsza niż w tym pierwszym.

Co do Gandalfa, to akurat wątek bohaterski we "Władcy Pierścieni" dotyczy nie jego samego, tylko Froda. :-)


[1] Być może zdarzają się wyjątki – np. nie wiem, czy łatwo by było znaleźć przemianę bohatera w niektórych opowiadaniach Howarda o Conanie. Ale może to właśnie dlatego, że to opowiadania, nie powieści (tymczasem fantasy jako gatunek rozwinęła się raczej w stronę tych drugich).
13-12-2009 14:40
Siman
   
Ocena:
0
Cholera, szkoda, że tak późno zauważyłem twoją odpowiedź, Scobinie.

"No i właśnie – w moim odczuciu fantasy to przede wszystkim opowieść o przemianie. Przemianie bohatera i przemianie jego świata [1]."

W moim odczuciu KAŻDA opowieść opiera się o przemianę. :) Przemiana jest IMO jedną z immanentnych cech każdej fabuły.

"Czy ofiara (= cena za wygraną) jest koniecznym warunkiem takiej przemiany? Można by debatować."

Koniecznym z pewnością nie. Ale zauważ, Malakh mówił o Bohaterach przez duże "B" stawających przed Wyzwaniami przez duże "W" (co nie oznacza automatycznie heroic fantasy, ale jednak w nim najczęściej to spotykamy) i zadaje pytanie: co zrobić, żebyśmy nie ziewali w trakcie lektury z powodu zbytniej ich pakerności? Ofiara jako pewna szczególna forma przemiany jest tu IMO najlepszą opcją.
19-12-2009 15:14
Scobin
   
Ocena:
0
No, to znowu kwestia zdefiniowania przemiany. Ale zgodzimy się pewnie, że istnieje wyraźna różnica pomiędzy "Czarnoksiężnikiem z Archipelagu" a bajką o trzech świnkach. ;-)

Jasne, jeżeli chodzi o "wartość literacką" ofiary czy straty, to OK – jest to dobra wskazówka dla mało doświadczonych pisarzy.
19-12-2009 15:52

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.