» Recenzje » Silent Hill: Apokalipsa 3D

Silent Hill: Apokalipsa 3D


wersja do druku

Tak wygląda zabijanie legendy

Redakcja: Martyna 'Saya' Urbańczyk

Silent Hill: Apokalipsa 3D
Kiedy w 2006 roku Christophe Gans postanowił zabrać w filmową podróż do Silent Hill nie tylko graczy, ale i widzów, wiele osób miało pewne obawy. Ekranizacje gier komputerowych z reguły nie należą do najbardziej udanych realizacji. Zaledwie część z nich okazuje się względnie znośna, choć nawet w najlepszych produkcjach tego typu fabuła nie jest mocną stroną. Na szczęście francuskiemu reżyserowi udało się zaskoczyć wszystkich, tworząc naprawdę dobry horror oparty na licencji kultowej serii od Konami.


Witamy w Silent Hill, czyli sięgamy pamięcią wstecz

Przez lata, kinowa wersja Silent Hill zyskała status najbardziej udanego przeniesienia gry wideo na srebrny ekran. Nie chodziło nawet o to, że był to szczególnie wybitny film. Niemniej jednak, w swojej kategorii, sprawdził się całkiem nieźle, co w wypadku ekranizacji gier jest już nie lada osiągnięciem. Duża w tym zasługa scenariusza (autorstwa Rogera Avary'ego i Rogera Robertsa), który nie był wiernym odtworzeniem fabuły którejkolwiek z części Silent Hill. Zamiast tego, oferował rozwiązania znane głównie z dwóch pierwszych odsłon serii, wykorzystane w nowej historii.

Nie obeszło się bez większych lub mniejszych problemów. Zmiana medium wymusiła pewne ustępstwa, które w zestawieniu z oryginalną wersją, mogły budzić nieco zastrzeżeń. Niejednoznaczność tajemniczego miasta stanowiącego przestrzeń wydarzeń w grach tego cyklu, zubożała na rzecz linearnie opowiedzianej historii. Ta jednak okazała się względnie wciągająca i opowiedziana w ciekawy sposób. Również bohaterowie byli interesujący, a aktorzy spisali się przynajmniej dobrze.

Dwa szczególnie ważne atuty, które docenić mogli jedynie gracze, to spora ilość "smaczków" dla fanów serii Konami oraz zachowanie części nastroju pierwowzoru. Pisanie o części nastroju jest o tyle zasadne, że wprowadzenie nowej, dość jednoznacznej fabuły wiązało się z podporządkowaniem charakterystycznych dla cyklu elementów jednej, nowej historii. Poza tym każdy tekst osadzony w tym uniwersum oferował nieco inny "klimat" – wystarczy porównać poszczególne gry, film/filmy i komiksy (między innymi z wydanej w Polsce serii Dying Inside).



Rewelacje, czyli trzeci wymiar w służbie złych intencji

Po sukcesie, jakim okazał się Silent Hill w reżyserii Christophe'a Gansa, łatwo było o zmarnowanie licencji ewentualną kontynuacją. Legenda, jaką w wielu kręgach obrósł pierwszy film tej serii, zawiesiła poprzeczkę oczekiwań dość wysoko, wobec czego o rozczarowanie przy okazji sequela było bardzo łatwo. Twórcy postanowili jednak naszykować dla widzów parę niespodzianek, wprowadzając do kontynuacji kilka nowych rozwiązań. I nie da się ukryć, że udało im się wywołać zaskoczenie! Owszem, łatwo było spodziewać się, że SH: Apokalipsa 3D (tytuł tyleż dziwny w zestawieniu z oryginalnym Revelation 3D, co w ironiczny sposób pasujący do filmu) nie dorówna poprzednikowi, ale że można aż tak bardzo pogrążyć tę obiecującą markę – to już nie wydawało się tak oczywistym.

Tym bardziej że zapowiadało się całkiem nieźle. Choć to dopiero drugi film oparty na licencji Silent Hill, twórcy skupili się na cyfrze trzy (nie wiem, w jakim stopniu było to świadome) – bazując w dużej mierze na trzeciej części gry, a zarazem przygotowując obraz w technologii 3D. Ta ostatnia, choć wykorzystuje zaledwie standard cyfrowy, a nie na przykład IMAX 3D, okazuje się zresztą całkiem nieźle sprawdzać, co stanowi pewne zaskoczenie. Daleko jej jednak do nowszych rozwiązań. Poza tym, chyba trochę zabrakło pomysłów na jej zastosowanie.

Poza tym przekombinowano nieco w warstwie fabularnej. Żeby nie było – historia SH: Revelation 3D jest klasyczną kontynuacją Silent Hill z 2006 roku, a akcja dzieje się w kilka lat po wydarzeniach ukazanych w poprzednim filmie. Niemniej jednak, można było znacznie lepiej poprowadzić zdecydowaną większość wątków, nawet jeżeli mają one swoje źródło w pierwszej części. Niestety, Michael J. Bassett (reżyser i scenarzysta filmu) postanowił pozostawić i rozwinąć najgorsze rozwiązania z utworu Gansa. Dodatkowo zrezygnował z jakiejkolwiek tajemniczości, zastępując ją płytką i banalną akcją.



Na co komu logika? Będzie dziwnie, w końcu to Silent Hill...

Fabułę można streścić w trzech zdaniach. Znana z pierwszej części Sharon da Silva (tym razem gra ją Adelaide Clemens) ukrywa się wraz ze swoim ojcem, Christopherem (po raz kolejny w tej roli Sean Bean), przed wymiarem sprawiedliwości. Wciąż zmieniając szkoły, bohaterowie zmieniają również tożsamość, przybierając imiona Heather i Harry. Niechętna do adaptacji w nowym środowisku dziewczyna poznaje innego outsidera, który jako jedyny pozna jej sekret – tajemniczy związek z Silent Hill, które wciąż przypomina o sobie w mrocznych wizjach i... nie tylko.

Aby nie spoilować, nie będę zdradzał więcej, ale muszę przyznać, że dalszy przebieg wydarzeń jest bardzo przewidywalny. Co gorsza, reżyser zamieścił w filmie sporo informacji, które dla widzów obeznanych z pierwszą częścią są oczywistością, a nowym i tak niewiele powiedzą. Poza tym spora część scen jest niemiłosiernie rozwleczona w czasie, przez co seans nieprzyjemnie się dłuży. Wiąże się to z równie niezrozumiałym powieleniem oklepanych metod straszenia, które nie są w stanie już dziś na kogokolwiek zadziałać (a zwłaszcza na widzów zaznajomionych z Silent Hill). Nagromadzenie zbędnych treści odbyło się kosztem psychologii postaci, które działają w sposób niemal zupełnie nieumotywowany fabularnie, co stanowi gwóźdź do trumny filmu.

Najkrócej rzecz ujmując, postaci są płytkie i bez charakteru, a historia to zaledwie pretekst, by powrócić do świata SH na srebrnym ekranie. Siłą rzeczy, nie przyłożono do niej należytej uwagi, przez co – zwłaszcza jako ekranizacja cenionej za głębię bohaterów sagi survival horrorRevelation 3D okazuje się jednym wielkim nieporozumieniem. Ten film nie powinien mieć racji bytu, ale odcinanie kuponów od sukcesu to w końcu domena Hollywood. Jest to o tyle przykre, że opinia widowni może zaważyć na wizerunku gier, do których potencjalni nowi gracze-widzowie mogą się uprzedzić.




Zrobimy widowisko, będzie 3D i w ogóle!

Jeśli historia jest słaba, a bohaterowie nijacy, to co nam pozostaje? Atrakcje wszelkiej maści, na czele z wizualnymi. W tej materii jest niejednoznacznie. Pod względem aktorskim, obsada jest znacząco niejednorodna – obok utalentowanego Seana Beana i Malcolma McDowella, obserwujemy miotających się na ekranie Adelaide Clemens i Kita Harringtona. Do tego dochodzą Martin Donovan i Carrie-Anne Moss ze swoimi króciutkimi, do bólu oklepanymi rolami detektywa i przywódczyni sekty. Na osłodę malutki epizod Radhy Mitchell w roli Rose, która powraca dosłownie na kilka minut.

Niezależnie od klasy swojego talentu, wszyscy aktorzy zostali jednak nie najlepiej poprowadzeni. Wespół ze źle napisanymi dla nich bohaterami, owocuje to możliwością wskazania konkretnego winowajcy porażki, jaką jest Silent Hill: Apokalipsa 3D, czyli Michaela J. Basseta. Jego scenariusz dał, bowiem, podstawę do pracy wszystkich osób zaangażowanych w ten projekt – od obsady, po ekipę realizacyjną.

Ci ostatni też spisali się ambiwalentnie. Zarówno scenografia, jak i charakteryzacja czy efekty specjalne mają swoje lepsze i gorsze "momenty". Tych ostatnich jest znacznie więcej, ale i plusy można z łatwością wskazać. Mgła i popiół Silent Hill jak zwykle spisują się co najmniej nieźle. Piramidogłowy jest jedynym autentycznie mrocznym elementem w całym filmie. Wesołe miasteczko bardzo przyjemnie współgra z tym znanym z gry, podobnie zresztą wypadają pielęgniarki, choć te prezentowały się znacznie lepiej w pierwszej części. Do tego dochodzą całkiem przyzwoite zdjęcia.

Niestety, nawet te zalety nie są w stanie zrównoważyć całej palety wad obrazu Bassetta. Przykre jest przede wszystkim to, że za pomocą CGI i 3D chciano zatuszować miałkość fabuły, więc SH: Revelation 3D wypełniono po brzegi tandetnym efekciarstwem (jedyny pozytyw to fakt, że jak już wspomniałem, trzeci wymiar nie wywołuje tu dyskomfortu, co w kinie jeszcze dość często się zdarza). Do tego dochodzi "profanacja" części postaci, które tracą na wyrazistości (zwłaszcza ojciec bohaterki i Piramidogłowy, ale też na przykład Alessa, jej matka i członkowie sekty), tandetne artefakty (już sama nazwa – pieczęć Metatrona – brzmi zabawnie) i parę pomniejszych słabostek.

Dopełnieniem upadku jest najważniejsze monstrum w tej części, zwane Missionary. Przypomina ono połączenie znanych z gier postaci, takich jak Voldo z Soul Calibura czy slayer z The Suffering. Nawet jego styl walki mocno odbiega od tego, co charakteryzuje uniwersum Silent Hill – powolności, która przeraża poczuciem niemożności ucieczki. Z drugiej strony, w filmie pojawia się potwór przypominający swoim zachowaniem i wyglądem ogromnego pająka złożonego z części manekinów. Zamiast pajęczyny korzysta on z folii, a "morfuje" za pomocą swoich ofiar, które zmienia w manekiny. Fajny pomysł, choć niedostatecznie wyeksploatowany w obrazie, przez co nie równoważy złego wrażenia wywołanego przez Missionary.



Giń, przepadnij, duszo nieczysta!

Można by jeszcze wiele napisać o najnowszym Silent Hill, akcentując przede wszystkim to, co w filmie się nie udało. Wystarczy jednak stwierdzić, że – niezależnie od tego, czy potraktujemy go jako kontynuatora bogatej, obejmującej różne media, cenionej marki, czy jako zupełnie niezależny produkt, zwyczajny horror – nie jest to utwór, któremu warto poświęcić swój czas. Owszem, pojawia się w nim kilka informacji, które jawić się mogą ciekawymi, zwłaszcza dla fanów serii, ale nie są one wystarczającym usprawiedliwieniem dla całej masy niedorzeczności.

Wychodząc z kina można mieć poczucie zmarnowania przeszło dziewięćdziesięciu minut z życia (nie licząc reklam). Dystrybucja filmu z podtytułem Apokalipsa 3D ułatwia sarkastyczne określenie go mianem autentycznego zwiastuna apokalipsy, jeśli nie współczesnej kinematografii (bardziej pesymistyczna wersja), to przynajmniej tej kinowej serii (miejmy nadzieję). To przykre, że filmowe Silent Hill powiela historię adaptacji konkurencyjnej gry – Resident Evil – tym bardziej że obraz Gansa rokował znacznie lepiej niż "dzieło" Paula W.S. Andersona i był od niego zdecydowanie lepszy.

Jedna z postaci Silent Hill: Revelation 3D ma rację, mówiąc, że "Jest wiele Silent Hill" i pytając główną bohaterkę, czy oby na pewno chodzi jej o właściwe. Z pewnością Michael J. Bassett zabrał widzów w podróż do jednego z tych nieodpowiednich. Tak samo, jak jego bohaterowie, tak i widownia przeżyła koszmar, którego należy unikać i z którego chce się jak najszybciej uwolnić. Zamiast tego lepiej wybrać się do świata znanego z gier Konami, kart komiksów lub choćby filmu Gansa. Tam, Silent Hill ugości nas przyjemnym dreszczem niepokoju i tropami do rozważań. Tutaj natomiast zostaniemy jedynie ochlapani tryskającą w 3D krwią i pozbawieni kilku szarych komórek.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
2.5
Ocena recenzenta
3.14
Ocena użytkowników
Średnia z 7 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Silent Hill: Revelation 3D
Reżyseria: Michael J. Bassett
Scenariusz: Michael J. Bassett
Zdjęcia: Maxime Alexandre
Obsada: Sean Bean, Carrie-Anne Moss, Radha Mitchell, Malcolm McDowell, Kit Harington, Deborah Kara Unger, Adelaide Clemens, Heather Marks
Kraj produkcji: USA, Francja
Rok produkcji: 2012
Data premiery: 2 listopada 2012
Czas projekcji: 94 min.
Dystrybutor: Forum Film



Czytaj również

Silent Hill: Apokalipsa [DVD]
Piramidogłowy chwyt marketingowy
- recenzja
Pompeje
Gra o życie
- recenzja
Marsjanin
Robinson Cruzoe nowych czasów
- recenzja
Królewna Śnieżka
Klasyka opowiedziana od nowa
- recenzja
Jej pierwszy raz
Szaleństwa niegrzecznej dziewczynki, czyli femme fatale w młodocianej wersji
- recenzja
Eliminator
- recenzja

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Wszystko rozumiem, poza jednym - czemu "pieczęć Metatrona" brzmi zabawnie?
05-11-2012 13:39
~Z

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Wszystko rozumiem, poza jednym - czemu "pieczęć Metatrona" brzmi zabawnie?"

Właśnie, przecież to akurat element wyjęty żywcem z gry...
05-11-2012 19:38
New_One
   
Ocena:
0
Akurat to, że coś jest źródłowo zakorzenione w pierwowzorze nie zawsze jest zaletą (casus najdurniejszego filmowego "resiego", Resident Evil 2, notabene opatrzonego podtytułem Apokalipsa i też opartego na trzeciej części serii - dziwny zbieg okoliczności).

W wirtualnym SH była cała masa rzeczy godnych zaakcentowania w filmie, a które pominięto. Zachowano za to tandetny artefakt, który bardziej kojarzy się z Transformerami niż z archaniołem. Gdyby go jeszcze jakoś fajnie ograno w filmie, ale nie - twórcy także tu poszli na łatwiznę. Absolutnie zbyteczny motyw.
05-11-2012 21:08
~lech.k.

Użytkownik niezarejestrowany
    apokalipsa
Ocena:
0
Akurat w Biblii księga apokalipsy to właśnie w języku angielskim Revelation. Więc w tym znaczeniu tłumaczenie tytułu nie jest dziwne.
06-11-2012 14:23
-DE-
   
Ocena:
0
Potwierdzam. Zarowno 'apokalipsa' jak i 'revelation' znacza dokladnie to samo, a mianowicie 'objawienie'. Wiec tlumaczenie wcale takie glupie nie jest.

Co do Metatrona to polecam zapoznac sie ze znaczeniem tego slowa, nim sie je wysmieje. PAZUZUUU! Zabawne? No nie bardzo :)
06-11-2012 23:09
New_One
   
Ocena:
0
Co do Apokalipsy to jestem w stanie to jeszcze zaakceptować. Ok.

Ale o Metatronie czytałem nieraz jako kulturoznawca. W ogóle to kręci mnie tematyka aniołów, demonów etc. Tyle, że tutaj, zwłaszcza w zestawieniu z estetyką filmu, ta nazwa pieczęci brzmiała bardzo słabo i budziła u mnie jednoznaczne skojarzenia z Megatronem, nie z archaniołem. W grze też ten motyw był moim zdaniem nieudany, ale w filmie wyszło znaaaacznie gorzej i zalatywało kiczem. To nie ignorancja z mojej strony. To głupota scenariusza.
07-11-2012 09:04
-DE-
   
Ocena:
0
Nie bardzo rozumiem ten zarzut. Czyli fakt istnienia postaci o imieniu Megatron wyklucza uzycie w jakimkolwiek kontekscie filmowym czy growym podobnie brzmiacego imienia Metatron?

Silent Hill zawsze zawieral odniesienia do mitologii judeo-chrzescijanskiej czy infernalistyki, tak pod wzgledem tresci jak i estetyki, wiec na jakiej podstawie twierdzisz, ze slowo Metatron tu nie pasuje?

I nie zrozum mnie zle, nie chce wszczynac klotni, po prostu probuje zrozumiec, czym sie kierujesz. Bo argument o skojarzeniach jest slaby - kazdy chyba potrafi ukuc w swojej glowie glupie skojarzenie z jakimkolwiek slowem.
07-11-2012 10:13
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
mi się Megatron z transformersów zawsze kojarzył z Magnetofonem, i jako dzieciak wielokrotnie myliłem to imię z tym co się zmieniał w boomboxa, Soundwave chyba.
Dla mnie Megatron na zawsze już pozostanie czymś kojarzonym z "Kasprzakiem". Ale w życiu nie pisałbym o swoich dziecięcych skojarzeniach w recenzji na poważnym serwisie.
07-11-2012 10:20
New_One
   
Ocena:
0
Gdyby motyw pieczęci był w jakikolwiek sposób (poza jej obecnością) rozwinięty w filmie, uzasadniony, wytłumaczony, gdyby chociaż nakreślono jej pochodzenie albo wyjaśniono działanie, to z pewnością zadziałałoby na plus. Ba! Gdyby nawet pozostał niejasny, ale owiany jakąś aurą tajemniczości, mocno zaakcentowany, żeby intrygował... Ale nie, po co. Aby nie spojlować, zdradzając działanie artefaktu, napiszę tylko, że pojawia się on znikąd, robi swoje i... równie szybko znika. Kilka zdań, dwie-trzy sceny i zero uzasadnienia, zero kontekstu, czegokolwiek co fabularnie uzasadniałoby jego funkcję. Pojawił się raczej dla widowiskowego efektu specjalnego i wypełnienia kilku linii dialogowych.

Jest za to sporo elementów wizualnych, które pomimo chęci zanurzenia się w Silent Hill przywołują na myśl roboty (najbardziej wyrazisty to "transformacja" Missionary w finale). Te robotyczne konotacje obejmują co najmniej kilka tytułów, ale przez Metatrona wybrzmiewa szczególnie jeden, wspomniany.

Jeśli nie mieliście tego pecha, by widzieć już film, to właśnie do Was adresowałem to porównanie jako kolejną przestrogę. Znajomy, z którym oglądałem Revelation, choć nie jest szczególnym fanem SH ani Transformerów, miał identyczne skojarzenia. Także wydaje mi się, że coś jest na rzeczy. Poza tym, to jak najbardziej aktualne zestawienie, nie "moje dziecięce skojarzenia".
07-11-2012 20:49

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.