» Teksty » Polecamy / Odradzamy » Polecamy / Odradzamy w lutym

Polecamy / Odradzamy w lutym


wersja do druku

Kocham kino
2009-02-26
plus



Zbiór nowelek, nakręconych przez wybitnych reżyserów na 60. Urodziny Festiwalu w Cannes obejrzałam w 2008 roku na Festiwalu Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Już pomysł zrobił na mnie duże wrażenie, z wykonaniem było różnie, gdyż – jak to zwykle przy tego typu produkcjach bywa parę z nich było słabych, sporo dobrych, a kilka rewelacyjnych. Do moich faworytów należy świetna nowelka wyreżyserowana przez Romana Polańskiego – majstersztyk, nagrodzony gromkimi brawami widowni festiwalowej, a zaraz za nią ta stworzona przez Larsa von Triera. Niezwykle ciekawy pomysł, z którym na pewno warto się zapoznać. [Marigold]




W chmurach
2009-02-26
plus/minus



Po wielu pozytywnych opiniach – że fantastyczny, że świetnie zrobiony, że bardzo dobrze się ogląda, że słodko-gorzki, ale w idealnie wyważonych proporcjach – stwierdziłam, że muszę obejrzeć W chmurach. Wpływ na to miały również niewątpliwie nominacje do licznych nagród dla aktorów oraz obecność George’a Clooneya na ekranie (jak nie kochać George’a?). Ryan Bingham (Clooney) żyje ze zwalniania ludzi, robi to profesjonalnie, bezproblemowo, odnosi liczne sukcesy. Pewnego dnia poznaje uroczą Alex – przebojową, zapracowaną, razem bawią się znakomicie, świetnie im się układa i pracoholik Ryan zaczyna się zastanawiać nad tym, czy nie warto by się było osiedlić i założyć podstawową komórkę społeczną. Niewielki wpływ na jego decyzję ma idealistycznie nastawiona do świata Natalie – młode dziewczę, które stary wyjadacz ma wyszkolić na idealnego pracownika swojej firmy. Zachęcająca historyjka na popołudnie. Obejrzałam i, cóż, to jest niezwykle sympatyczny film, ale to wszystko. Ma kilka znakomitych scen – pakowanie walizek, przepakowywanie bagażu na lotnisku, rozmowy ze zwalnianymi pracownikami, instruktaż postępowania na lotnisku, by było szybciej i sprawniej (pamiętajcie, trzeba stawać za Japończykami!). Aktorzy zagrali nieźle, ale nie do końca rozumiem deszcz nominacji – na pewno było w 2009 roku więcej ról zasługujących na wyróżnienie. Ładne toto, miłe dla oka, ogląda się lekko, miło i przyjemnie, natomiast nie jest to na pewno film, który będę długo pamiętać. [Marigold]


Autor widmo
2009-02-19
plus/minus



Na początku nic nie zapowiadało niezwykłych i tajemniczych wypadków, jakie towarzyszyły seansowi Autora Widmo, w którym dziwnym wyrokiem losu udało mi się uczestniczyć. Pozornie wszystko wydawało się jasne i spójne… Na ekranie świetny Ewan McGregor, który wcielił się w rolę ghost writera, przyjmującego zlecenie na napisanie autobiografii kontrowersyjnego, oskarżanego o wyrażenie zgody na torturowanie podejrzanych o terroryzm Adama Langa (w tej roli Bond, James Bond). Skojarzenie z Tonym Blairem jak najbardziej prawidłowe. Pisarz od początku dostrzega istnienie drugiego dna związanej z pisaną książką afery, którą przyjdzie mu zbadać z narażeniem życia. Czekające go odkrycia są jednak niczym wobec przeżyć widowni, zmuszonej do odarcia filmu z kolejnych masek. Political fiction? Skrajnie antyamerykański scenariusz byłby może interesujący w latach dwudziestych ubiegłego wieku, ja jednak ze znacznie bardziej pomysłową realizacją schematu imperialistyczni szpiedzy odpowiadają za całe zło świata spotkałem się już w powieściach młodzieżowych z czasów głębokiego PRLu. Psychologiczny portret upadłego polityka? Głębia osobowości Adama Langa sytuuje go gdzieś pomiędzy Leonidasem z 300 a gumową kaczką. Thriller? Dziurawa, nieprzekonująca i przewidywalna intryga uzasadniałaby komunikat "Wyłącz mózg!", który powinno się wyświetlać przed seansem, oszczędzając mi rozczarowań.

Pod względem realizacji film zasługuje na uznanie. Polański umiejętnie buduje nastrój zagrożenia i osaczenia, świetnie wykorzystując scenerię prawie wymarłej amerykańskiej wyspy, na której się zaszył się upadły polityk. Długo można by chwalić reżyserię i aktorstwo, jednak niepomny na konsekwencje znajdę w sobie odwagę, by zadać kilka trudnych pytań. Dlaczego świetny reżyser zdecydował się wziąć na warsztat tak fatalny scenariusz? Czy plejada wyśmienitych aktorów wierzyła, że kunszt Polańskiego przykryje fabularne niedostatki? Nie, to wszystko nie trzyma się kupy… Być może sekret zaszyfrowany jest gdzieś w filmie? Odkrycie tego zostawiam jednak widzowi, a, odzyskując na chwilę powagę, stwierdzę tylko, że Ghost writer ogląda się dużo lepiej niż wynikałoby to z mojej recenzji. Jak długo skupiamy się na nastroju, możemy się naprawdę nieźle bawić (bo i nie będzie w tym nic głębszego niż zabawa). Najwyraźniej dobry reżyser i utalentowana obsada mogą nawet najgorszą historyjkę zmienić się w całkiem przyjemny film. Tylko po co? [rincewind bpm]


Nie jestem fanką filmów Polańskiego, podobało mi się zaledwie kilka, z Chinatown na czele. Autora widmo chciałam obejrzeć, skuszona nie tylko znakomitą obsadą (z uwielbianym przeze mnie McGregorem w składzie), lecz także niezwykle pozytywnymi recenzjami. Już w czasie seansu miałam wrażenie, że w filmie nie należy się doszukiwać drugiego dna, głębszych treści czy przesłania, gdyż – moim zdaniem – jest to hołd dla kina z lat 30. i 40. Niemal identyczny sposób filmowania, niezwykle podobna muzyka, podobieństwa narzucały się same. Nie wciągnęła mnie ani odrobinę fabuła – przewidywalna, pełna niewykorzystanych i nieprawdopodobnych elementów (kiepsko wykorzystany wątek Rycarta, który w pewnym momencie pojawia się znikąd we właściwym miejscu). Bardzo dobrze spisali się aktorzy – McGregor i Brosnan stworzyli silne postaci, idealnie dopasowane do moich wyobrażeń o ich postaciach; Cattrall była dziumdziowata, czyli taka jaka miała być, Wilkinson zagrał na swoim stałym poziomie, zaś przodowała w obsadzie Olivia Williams, którą trudno się było nie zachwycić. Kilka ciekawych epizodów – Eli Wallach jako dziadziuś, który udziela informacji bohaterowi, Hutton jako mój kolega po fachu i Belushi, którego trudno rozpoznać. Plus za znakomite zdjęcia Edelmana – klimatyczne, mroczne, zimne, deszczowe. Znakomita scenografia – fantastyczny dom, w którym mogłabym zamieszkać i odosobniona wyspa. Jako bonus – pamiętacie, jak nazywał się naprawdę główny bohater? Mimo wszystkich pozytywów, pozostał jednak lekki niedosyt, spowodowany głównie niedociągnięciami fabularnymi, toteż największe zarzuty stawiam Polańskiemu. Słowem podsumowania: bardzo dobry film, ale w swoim gatunku. [Marigold]


Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna
2009-02-19
minus



W dzieciństwie i wczesnej młodości zaczytywałam się Mitologii Parandowskiego, do dzisiaj zaglądam do niej z dużą przyjemnością, toteż nie mogłam przegapić filmu Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna. Fabuła jak w typowej przygodówce dla młodzieży. Młody chłopak, Percy, nieświadomy swego pochodzenia, porzucony w dzieciństwie przez ojca, żyje z matką i jej bucowatym partnerem. Pewnego dnia okazuje się, iż jego problemy z czytaniem to nie dysleksja, ale zakodowane genetycznie przestawianie liter na greckie, bowiem bohater jest synem Posejdona. Co więcej, okazuje się, że ktoś ukradł tytułowy Piorun Zeusowi, a głównym podejrzanym jest Percy. Cóż mu zatem pozostaje? Zakasać rękawy i z niewielką pomocą przyjaciół wyruszyć na poszukiwanie tak Pioruna, jak i złodzieja. Jeśli zawiedzie, zacznie się wojna bogów, a świat zostanie zniszczony. Tak, jest dokładnie tak źle, jak wynika to z fabuły. Olimp jest diabelnie kiczowaty, współczuję szczerze bogom, którzy muszą tam przebywać i wcale im się nie dziwię, że uciekają na Ziemię. Główny bohater uważa się za totalną ciapę, ale uczy się korzystać z nowych mocy – jeden z lepszych motywów, uleczanie się wodą, który bardzo przypadł mi do gustu. Bogowie wyglądają karykaturalnie, w czym prym wiedzie pozujący na rockmana Hades. Pozytywnie wypadają tak naprawdę: Meduza – świetna Thurman, w znakomitej charakteryzacji; Zeus w wykonaniu Seana Beana – waleczny, złośliwy w swej boskości i pewny siebie oraz swoich sądów, mocno perwersyjna, jak na film dla młodzieży, Persefona (Rosario Dawson), no i fantastycznie wyglądający Brosnan, który gra centaura… (warto obejrzeć film, żeby zobaczyć go na ekranie z doczepionymi kopytkami). Poza tym – strata czasu. [Marigold]

Nie uważam Pottera za arcydzieło. To genialne wypromowanie bardzo solidnie przygotowanego cyklu. Niestety Percy Jacskon, który promuje się jako konkurent Pottera, wygląda na rzecz skreśloną na kolanie. I chwytliwy (chyba) temat greckich bogów wymieszany z nastolatkami w bluzach z kapturami, połączony z drogą obsadą nie jest w stanie tego zakamuflować. Tandetna intryga, quest jeżdżenia po stanach w poszukiwaniu trzech magicznych kulek i okropne uniwersum. ADHD + dysleksja = jesteś półbogiem? Olimp w Nowym Jorku? Hades w takim razie powinien być w Detroit. Ogólnie – szkoda tak kapitalnych efektów i obsady na tak słaby film. [Craven]





Walentynki
2009-02-12
minus



Wielkie nazwiska, ciekawa obsada, ale wszystko mocno nijakie. Twórcy chcieli stworzyć coś na podobieństwo To właśnie miłość, ale zabrakło im brytyjskiego poczucia humoru i dystansu do opowiadanych historii i ich bohaterów. Była sobie para i druga para, i kolejne… Wątki dotyczące bohaterów plączą się w sposób bardziej lub mniej przewidywalny. Widzowi jednak trudno przywiązać się w jakikolwiek sposób do chociaż jednego duetu, ich historie nie wciągają, nie wzruszają, a chwilami zwyczajnie nudzą. Najciekawiej wypada bohaterka grana przez Anne Hathaway – dobrze zagrana rola, ciekawie skonstruowana postać. Pozostali? Kutcher jest jak zawsze drewniany; Alba ma dwie miny – radosną i smutną; Biel zagrała całkiem nieźle, ale jest postać jest skonstruowana tak nijako, że trudno wobec niej o jakiekolwiek emocje ; Jamie Foxx po raz kolejny śpiewa i gra na fortepianie i tyle; Dempsey wygląda tak jakby grał w następnym odcinku Chirurgów; Garner jest nudna, a jej bohaterka do bólu pozytywna. Najbardziej chyba zaskoczył mnie finał historii bohatera granego przez Bradleya Coopera. Generalnie – mogło być rewelacyjnie, a wyszło średnio, chwilami z ekranu wręcz wieje nudą, a z bohaterami nie da się nie tylko zaprzyjaźnić, a wręcz często trudno poczuć do niektórych choć odrobinę sympatii. [Marigold]


To skomplikowane
2009-02-12
plus/minus



Zwiastun obiecywał bardzo wiele. Miał być ciekawy trójkąt (a nawet czworokąt), doborowa obsada, dużo humoru i odrobina refleksji. A jak wyszło? Średnio. Owszem, doborowa obsada jest, ale odrobinę zawodzi. Streep momentami histerycznie pokrzykuje i wygląda jak podstarzała nastolatka, która właśnie przeżyła pierwszą randkę. Baldwin jest niezły, najlepiej wypada Steve Martin i John Krasinski. Trójkąt jest, a i owszem – poplątana relacja, była żona i były mąż, który jest obecnym mężem innej kobiety i nowy mężczyzna zainteresowany byłą żoną. O dziwo nie gubią się we własnych relacjach, widz także nie, co można poczytać filmowi na plus. Genialna scena palenia jointa w łazience i efekty, jakie narkotyk wywiera na bohaterów (to był element humoru). Plus tęsknota i syndrom pustego gniazda do refleksji. Niestety, wszystko, co w filmie dobre pokazano w zwiastunie, toteż widz nie poczuje się ani przez moment zaskoczony. Mimo ciekawego pomysłu wyszło średnio. [Marigold]


Amelia Earhart
2009-02-12
minus


W kinie panuje moda na filmowanie biografii wielkich kobiet. Kilka lat temu triumfy święcił film o Edith Piaf, w zeszłym roku zaprezentowano widzom historię Coco Chanel, zaś w tym roku możemy dowiedzieć się czegoś o Amelia Earhart. Bardzo intrygował mnie ten tytuł z dwóch powodów: interesująca główna bohaterka i bardzo dobra obsada. Niestety po seansie byłam więcej niż zawiedziona. Twórcom udało się spłycić intrygującą biografię - z portretu niezwykłej kobiety uczyli ckliwy romansik na deszczowe popołudnie. Najważniejsze dla ekipy były relacje Earhart z mężczyznami – z mężem, który pomagał spełnić jej największe marzenia, a dzięki czemu uzależniał ją od siebie oraz z przyjacielem i kochankiem – Vidalem. Ładny film, ma bardzo dobre zdjęcia, ciekawe scenografie, kilka bardzo dobrych epizodów (znakomita scena z Eleanor Roosevelt). Hilary Swank jest ucharakteryzowana na Amelię, ale jej kreacja nie jest do końca przekonująca, zdecydowanie blednie na tle obu panów – Gere’a i McGregora. McGregor wypadł jak zawsze dobrze, natomiast Gere jeszcze lepiej (cieszy jego coraz częstsze pojawianie się na ekranie). Czy tylko mi plakat kojarzy się z tym stworzonym na potrzeby promocji Titanika?[Marigold]


Oświadczyny po irlandzku
2009-02-05
plus


Nawet ja czuję lekki przesyt komediami romantycznymi, toteż z pewnym wahaniem zdecydowałam się na obejrzenie Oświadczyn po irlandzku. Prosta historyjka o tym, co może zrobić zdesperowana kobieta, by wyjść za mąż. Drogie panie, jest wyjście – pojechać do Irlandii z ukochanym i oświadczyć mu się 29 lutego – wtedy nie może odmówić. Następna szansa w 2012 roku! Anna decyduje się na ten krok i podąża za swoim chłopakiem, Jimmym na Zieloną Wyspę. Na miejscu musi poprosić o pomoc przystojnego, zielonookiego Irlandczyka – Declana. Wyruszają wspólnie w podróż po kraju, w poszukiwaniu obiektu do zaobrączkowania. Fabuła jest dość głupiutka, ale niemal nie irytuje. Najlepsze są cięte i zabawne dialogi między Anną a Declanem. Kilka dobrych scen – bójka w barze, uciekający samochód. Najsłabiej wypadają zaś sceny miłosne – mamy zachód słońca, piękne widoczki i durną wymianę zdań. Mimo że Amy Adams ostatnio coraz bardziej irytuje mnie na ekranie, tutaj wypadła nieźle. Największe brawa dla Matthew Goode, który nie dość, że jest niesamowicie przystojny, to jeszcze zagrał bardzo przyzwoicie! [Marigold]


Astro Boy
2009-02-05
plus/minus


Recenzja beacona nie nastrajała zbyt optymistycznie. Zdecydowałam się jednak skonfrontować jego opinię z obrazem i obejrzałam Astro Boya. Nie jest tak źle. Przede wszystkim świetna animacja, bardzo dobrze wykonana, ładnie narysowana, zgrabna. Fabuła nie jest nadzwyczajna, ale akurat po tym filmie nie spodziewałam się żadnych fajerwerków. Prosta historyjka, o tym, że: dobro drzemie w każdym z nas; czasami maszyna może być bardziej ludzka niż człowiek, a nadto, iż przyszłość (a być może i teraźniejszość) zmienia sposób rozumienia frazy Ecce homo!. Astro Boy jest sympatyczny, ogląda się go bezboleśnie i całkiem dobrze bawiłam się na seansie. Dodatkowy plus za roboty, inne od tych z jakże lubianego przeze mnie filmu Roboty, ale równie fantastyczne. [Marigold]
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

2010: TOP 5 filmów
Czyli redakcyjne podsumowanie najlepszych filmów minionego roku
Astro Boy
Bohater z odzysku
- recenzja
Astro Boy
- recenzja

Komentarze


~kilroy-z-pracy

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Tandetna intryga, quest jeżdżenia po stanach w poszukiwaniu trzech magicznych kulek"
i pewnie po ich zebraniu pojawi się Wielki Zielony Smok, który spełni życzenie? :)
22-03-2010 12:23

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.