Do filmu nastawiony byłem bardzo sceptycznie - wszakże to opowieść dla dzieci, a do tego pełna morałów, gadających zwierząt i cudów. Moją niechęć wzbudzały zapowiedzi filmu bez przemocy. Wyobrażałem sobie przesłodzony cukierek zdatny do spożycia tylko przez dzieci i zagorzałych miłośników baśniowej Narni. Nic z tych rzeczy! Film porwał mnie już na samym początku i w pełnym skupieniu oglądałem tę fantastyczną historię aż do samych napisów. Nie powinienem był słuchać bajek producentów o ugrzecznianiu filmu, ani sugerować się niską kategorią wiekową. Nie dostajemy prostej, łatwej i przyjemnej bajeczki, a pełnowartościowy, soczysty i bardzo miodny spektakl, który obok trylogii Petera Jacksona stanowi obowiązkową pozycję dla każdego fana fantastyki.
Mówiło się, że Opowieści z Narnii będą konkurencją dla ekranizacji przygód Harrego Pottera. Nic bardziej mylnego - to dwa zupełnie różne filmy. Narnia budzi respekt rozmachem i charakterem epopei – to nie jest opowieść o pojedynczym bohaterze i jego przyjaciołach ze szkolnej ławy; tu głównym bohaterem jest kraina Narni. Bliżej jej do Władcy Pierścieni niż do Harrego Pottera, bo - poza zbliżoną datą premiery, ogromnym budżetem i celowaniem w młodszą widownię - te filmy różni dosłownie wszystko.
Budżet dzieła widać w każdej scenie, w każdym ujęciu. Olśniewa spójną budową świata i malowniczymi widokami, ale największe wrażenie robi personifikacja zwierząt oraz kreacja innych istot. Aslan – olbrzymi lew, bobry, wilki i cała masa przeróżnych stworzeń wyglądają perfekcyjnie – nie razi nawet, gdy mówią. Widz jest w stanie uwierzyć, że jakimś cudem autorom filmu udało się zmusić zwierzęta do przemawiania, a to "tylko" siła CGI (Computer Generated Imagery), która odkrywa coraz to nowe możliwości współczesnego kina.
Wyobrażaliście sobie kiedyś walczącego dwoma mieczami centaura? Ja nie, ale nie muszę już próbować. To trzeba zobaczyć! I czas wreszcie powiedzieć, że może i w filmie nie widać ani kropli krwi, ale jeżeli jest on pozbawiony brutalności, śmierci czy okrucieństwa to chyba tylko przyśniła mi się ogromna i porywająca bitwa oraz niejedna scena pokazująca zaciekłą walkę. Oczywiście w filmie nie ma przemocy bezsensownej – siły zarówno zła jak i dobra używają jej do osiągnięcia swoich celów – nie rozkoszują się przemocą samą w sobie.
C. S. Lewis w swojej powieści wprowadził wiele z symboliki biblijnej – w filmie nie pominięto tego faktu. Ludzi nazywa się odpowiednio "córkami Ewy" lub "synami Adama", pojawia się jeden ze świętych, mamy odkupienie grzechów i kilka innych motywów zaczerpniętych wprost z Biblii. Można się było obawiać, że zbyt nachalny przekaz zdominuje film – nic z tych rzeczy. Odwołania nie rażą, nie przeszkadzają. Wręcz przeciwnie, dają doskonałą podbudowę pod opowiadaną historię.
Zwykle nie lubię filmów, w których główne role powierzane są małoletnim aktorom. Rzadko trafiają się talenty na miarę Dakoty Fanning czy Haley'a Joela Osmenta, ale młodzi aktorzy w Opowieściach z Narnii poradzili sobie zaskakująco dobrze i wypadli wiarygodnie jako rodzeństwo mierzące się nie tylko z siłami Czarownicy, ale także z oczekiwaniami widzów.
Tilda Swinton jako Biała Czarownica została obsadzona perfekcyjnie. Już w filmie Constantine pokazała, co znaczy grać dumną, wyniosłą i chłodną postać. Jednak Czarownica w jej wydaniu robi prawdziwe wrażenie i stanowi świetną przeciwwagę dla bohaterów z tej dobrej strony. Ich jest pięciu, a ona jedna i wielkie brawa za to, że z tej aktorskiej konfrontacji wychodzi obronną ręką. Jej Biała Czarownica sprawia wrażenie, jakby rzeczywiście mogła wygrać tę wojnę, choć wszyscy wiemy, jaki będzie jej koniec.
Warto wspomnieć również o muzyce. Pamiętałem, że mam o niej napisać, gdy dzieciakom podczas zabawy w chowanego towarzyszyła piosenka z lat 40-stych. Gdy muzyka ucichła, a na ekranie pojawiła się Szafa, całkowicie zapomniałem o recenzji, podobnie jak o reszcie świata. Porwała mnie Narnia, a ścieżka dźwiękowa doskonale budowała nastrój i grała na emocjach.
Naprawdę mógłbym zachwycać się jeszcze długo - film praktycznie nie ma żadnej wady... No, może ze dwie nie do końca trafne sceny i tradycyjny przedbitewny patos (choć i tak spodziewałem się, że będzie go więcej). Film jest jednak znacznie lepszy, niż się spodziewałem. Polecam każdemu, a i sam wybiorę się zapewne drugi raz. Bo nic tak nie psuje filmu jak kiepski dubbing, a dziś niestety pokazano mi, jak łatwo można doprowadzić widza do rozpaczy nieodpowiednim podkładem głosowym. Żałuję, że nie poczekałem na wersję z napisami – na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, że nie spodziewałem się tak genialnego filmu i przed projekcją było mi w zasadzie bez różnicy, jakim głosem będą mówiły postacie. Po projekcji wszystko się zmieniło. Taki film trzeba obejrzeć z oryginalnymi głosami. Jestem przekonany, że jeszcze zyska na uroku.