» Blog » Poszłam na Incepcję
03-08-2010 00:52

Poszłam na Incepcję

Odsłony: 20

Jak w tytule: poszłam na „Incepcję”.

To miał być blog ściśle erpegowy, ale poszłam na "Incepcję"

Poszłam na „Incepcję”, zachęcona skrajnie pozytywnymi opiniami recenzentów, którym ufałam. Zachęcona opowiadaniami o świetnym, dopracowanym i precyzyjnym scenariuszu i... Nie no, właściwie nic więcej nie było mi trzeba. Dopracowany, precyzyjny scenariusz kupuje mnie zawsze, reszta się nie liczy. No, żeby jeszcze aktorstwo było przyzwoite.

Albo byliśmy na różnych filmach albo jestem głupia. Bo dla mnie „Incepcja” to szkolny przykład zmarnowanego pomysłu. Patetycznego, przegadanego filmu z fatalnie poprowadzonym wątkiem miłosno – rodzinnym, sztucznym i nieusprawiedliwionym logiką świata utrzymywaniem napięcia, którego w efekcie nie ma i nachalną, przesadzoną muzyką. Ze zbyt dużą ilością scen, zrobionych tylko po to, żeby były, tylko po to, żeby pokazać efekty specjalne. Bez dziur w scenariuszu, za to z resztkami scenariusza wokół wielkiej, ziejącej na środku dziury. Z kilkoma drobnymi dobrymi motywami i sześcioma zdaniami dobrych dialogów. Z fatalnym aktorstwem Leonarda i laski, która grała architektkę, z dobrą (oczywiście, że była dobra, nawet w „Nine” była dobra, a „Nine” było prawie tak złe jak Incepcja) Marion Cottilard. Z rozpoczęciem i zakończeniem nieumiejętnie i bezsensownie zerżniętymi z Efektu Motyla, w ogóle z zakończeniem – wybaczcie wulgarne określenie – ssącym pałę. Po ostatnim ujęciu (dramatyczny bączek, prawie jak dramatyczny lemur, cholera), sala wybuchła śmiechem. Serio.

Teraz będę się rozwijać na temat zarzutów, więc pewnie będą spoilery. Moim skromnym zdaniem spojlery mogą zaszkodzić tylko dobrym filmom z zaskakującą fabułą, ale ostrzegam na wszelki wypadek.

Zacznę od dziury w scenariuszu. I możliwe, że na niej skończę, bo ani żenujący wątek rodziny Leo ani przegadanie i patos filmu nie wymagają, według mnie, komentarza – w każdym razie nie takiego, jak notka na blogu. Komentarz w formie dialogu pasuje do nich zdecydowanie bardziej. Albo i to nie, w końcu gusta i te sprawy.

Scenariusz szczęśliwie jest rzeczą podlegającą logice. No, powinien być, jeśli nie podlega, to mamy dziury. Albo dziurę z resztkami scenariusza wokół. W każdym razie jako podlegający logice, może stać się tematem notki na blogu, całkiem merytorycznej, albo sprawiającej takie wrażenie.

Dodam jeszcze, że jestem zdania, że im bardziej zakręconą rzecz zamierzamy stworzyć, tym bardziej wewnętrznie spójna powinna ona być. Tak na wypadek gdyby ktoś chciał powiedzieć „halo, to przecież film o SNACH”.

Podano mi w tym filmie kilka faktów. Praw, którymi rządzą się sny. Główne wyglądają następująco:
Architekt tworzy scenografię snu. Dowolną, pod warunkiem, że jest w niej „bezpieczne miejsce”, najczęściej sejf, i że jest zapętlona tak, żeby nie dało się zobaczyć, że ma granicę. Ładny motyw.
Zaszczepia ją w umyśle śniącego. Śniący wypełnia ją swoimi projekcjami. Takoż ładny motyw.
Pod sen mogą podczepić się inni – oni jednak nie tworzą projekcji. Nie mogą. Bo jeśli mogą, to ten film jest jeszcze bardziej bez sensu, a konstrukcja postaci poszła się paść jeszcze bardziej niż sądziłam. Poza tym, to też jest ładny motyw.
Można wyszkolić się tak, żeby projekcje atakowały intruzów. Ładny motyw.
Można mieć sny w snach. Ładny motyw.
Czas we śnie płynie szybciej niż w rzeczywistości. Im głębiej wejdziemy w sen, tym szybciej płynie. Też ładny motyw.

Ale:
Leonardo ma swoje projekcje w snach innych ludzi, i są to projekcje niszczące jego plany. Ma je na tyle często, że mówi się o powtarzalności zjawiska. Jego współpracownicy o nich wiedzą i je widują. Można to bez problemu wytłumaczyć tym, że jest rozbity psychicznie, szalony i nie panuje nad sobą. W takim jednak wypadku to, dlaczego reszta jego ekipy – w większości mega pro, doświadczonych, najlepszych w branży, nazwijmy ich „dreamwalkerów” zgadza się iść z nim na jakiekolwiek akcje, ba, w ogóle z nim rozmawia, pozostaje tajemnicą. Owszem, Leonardo cieszy się opinią najlepszego, ale:

Jego kariera, o ile rozumiem, zaczęła się po długotrwałych badaniach snów. Prawdopodobnie również po śmierci jego żony. Od początku kariery był więc rozbity. Od początku kariery zdarzało mu się widywać pociągi, dzieci i Mal, od początku kariery każda akcja z jego udziałem miała niewielkie szanse powodzenia, zwłaszcza, że nigdy nie mógł zdobyć się na to, by pozbyć się zagrożenia. Jakim cudem stał się najlepszy, pytam?!

Ochrona Fishera atakuje Fishera. Podświadomość wyczuwa intruzów a śniący, do licha, nie jest intruzem w swoim mózgu. Poza tym, oszukanie podświadomości tak, że myśli, że nie jesteś intruzem powinno... Nie wiem... Działać, skoro działa?

Totemy. W ogóle to, jak wyglądają i co mają przy sobie osoby wnikające w sen jest mgliste, ale nie widzę problemu w wyśnieniu sobie swojego avatara z działającym totemem. No i bączek Leosia, który przez cały film się przewracał. Poza ostatnią, dramatyczną sceną oczywiście. Jeżeli ktoś powie mi, że Leosiowi mogło się śnić, że bączek się przewraca, przyznam mu rację, ale do licha, na co mu wtedy bączek? Pomijając to, że bączek był potrzebny, żeby jeden z nielicznych dobrych motywów w filmie (ilustracja incepcji Mal – świetne, naprawdę) mógł zaistnieć.

Kompletnie zbędny motyw z „zryw cię wybudza, śmierć przenosi do Złego Poziomu W Którym Zwariujesz”, czyli „dorzućmy coś, bo napięcie siada”. Przykro mi, siadło tym bardziej – zero uzasadnienia w świecie, zero. Motyw spomiędzy pośladków wyjęty, oględnie mówiąc.

Nikt nie wpada na to, że syn właściciela największej korporacji świata ma szkolenie antysnowowchodzące.

Pozostały czas, który mieli spędzić we śnie Fishera wziął się i zmył. Rozumiem niższe poziomy, wybudzali się, ale do licha, na pierwszym miał być tydzień. Nie mówię, że realizatorzy powinni go pokazywać – film i tak był za długi – ale zasugerowanie, że ten czas minął byłoby sympatyczne. Nie wspominając już o tym, że byłby to tydzień uciekania przed myślochroną Fishera, ewentualnie tydzień, w czasie którego wszyscy by zginęli, zostali uwięzieni w Złym Poziomie W Którym Zwariujesz i obudzili się bez wszystkich klepek.

I końcówka – to już nie jest zarzut do logiki, ale muszę. Boże drogi, dlaczego każdemu wydaje się, że może zrobić otwarte zakończenie? Otwarte zakończenie to jest chwyt trudny. Wymagający dobrze skonstruowanego filmu. Nieprzewracający się bączek przynajmniej lekko usprawiedliwiłby parę badziewnych elementów. Powtarzanie w kółko tych samych, beznadziejnie banalnych zdań na przykład. Naiwność, patetyczność, przesadę i prostotę. Nie zmieniłby mojego zdania o filmie, ale na pewno odrobinę by mu pomógł.

Więc tak, miałam o czym myśleć po seansie i o czym dyskutować. Myślałam o zmarnowanym potencjale i fajnym pomyśle i dyskutowałam na temat wszystkich aspektów beznadziejności Incepcji.

A teraz słucham. Wytłumaczcie mi, że to wszystko nie tak. Że jestem głupia a film jest logiczny i dopracowany. Proszę.

EDIT
Dzięki Simanowi, który był łaskaw w swoim wpisie o "Incepcji" użyć sformułowania "mistycznie przekazana prawda: "there is no spoon" jest tyleż prozaiczna, co oczywista: łyżki nie ma i już", udało mi się znaleźć słowa, które pozwalają mi na wyjaśnienie o co mi chodzi z przegadaniem i oczywistością.

Otóż w Matrixie, zresztą filmie, którego nie przestanę kochać bez względu na to czy obowiązująca moda i fatalne kontynuacje sprawią, że w ramach recenzji Incepcji w dobrym tonie będzie jeżdżenie po nim (to nie jest zarzut personalny, to odnotowanie tendencji, która mię się w oczy rzuciła), więc w Matrixie powiedziano mi, że nie ma łyżki.

W Incepcji ten sam komunikat przekazanoby w sposób następujący:
"Rzeczywistość, która cię otacza jest zaprogramowana i zaszczepiona ci przez architekta snów. Twoja podświadomość zaludniła ją swoimi projekcjami. Nic z tego, co cię otacza nie jest realne, chociaż może się takim wydawać. Jeżeli się przyjrzysz, dostrzeżesz pewne nieprawidłowości. Śnisz, podłączony do specjalnej maszyny, dzięki której do twojego snu dostali się intruzi."

Może jestem płytka, jako i rzeczony sztuciec, ale powiem wam, że wersja z łyżką trafia do mnie bardziej.

Komentarze


Siman
    BĘDĄ SPOJLERY
Ocena:
+2
Pierwszą część przemilczę. Mam tak skrajnie różne wrażenia z tego filmu (wyrażone wpis obok), że nie przychodzi do głowy nic poza "de gistibus...".

W drugiej w sumie faktycznych dziur nie stwierdzono. Na zarzut nr 1 odpowiedziałaś sobie sama (jest niezrównoważony i to "psuje" sny, coś jakby wirus w systemie). Zarzut 2 jest wytłumaczony bardzo jasno w filmie, nie wiem skąd wątpliwości. Cobb od początku miał problem, ale ten problem narastał. Problemy umysłowe rozwijają się przecież stopniowo. Ariadne mówi chyba dokładnie: "z tobą jest coraz gorzej". Można spokojnie uznać, że poznajemy Cobba w momencie, kiedy ten problem zaczyna już uniemożliwiać mu pracę, jakiej się podejmuje. Zauważ: w pierwszej misji na początku filmu Mal utrudnia im wykonanie zadania, ale papiery jednak udaje się wykraść, zadanie nie udaje się z innego powodu. W drugiej, tej głównej, Mal kompletnie rozwala całą akcję. Można więc spokojnie uznać, że towarzysze Cobba wiedzieli o jego przypadłości, ale do tej pory nie sprawiała ona takich problemów, więc ją akceptowali, bo on mimo tego był najlepszy.

To tak jak w "Pieknym umyśle". Bohater najpierw widzi wyimaginowane osoby, ale nie przeszkadza mu to być genialnym matematykiem i normalnie żyć. A potem, stopniowo, zupełnie wariuje i już funkcjonować nie może.

Ad 3
"Ochrona Fishera atakuje Fishera. Podświadomość wyczuwa intruzów a śniący, do licha, nie jest intruzem w swoim mózgu. Poza tym, oszukanie podświadomości tak, że myśli, że nie jesteś intruzem powinno... Nie wiem... Działać, skoro działa?"

Znów nie czaję, co tu jest nie do zrozumienia, skoro wszystko jest jasno wyłożone w filmie. Ekipa Cobba nie sprawia, że oni nie są intruzami, ale że Fisher zostaje uznany za kolejnego intruza. A Cobb i jego ludzie są atakowani, bo rzeczywistość snu się wykrzywia i podświadomość "szuka" winnego.

I dlaczego umysł nie może uznać siebie samego za wroga? Przecież autoagresja to to zjawisko jak najbardziej znane psychologii.

"ale nie widzę problemu w wyśnieniu sobie swojego avatara z działającym totemem."

Najwyraźniej totem wymaga jakiegoś konkretnego ćwiczenia umysłu, które to uniemożliwia (tak jak trening umysłu może zmusić podświadomość do przeciwdziałania wspólnemu śnieniu). Ale tu ciężko mi polemizować, bo faktycznie motyw totemu został najbardziej mgliście przedstawiony z reguł zawartych w filmie.

"No i bączek Leosia, który przez cały film się przewracał. Poza ostatnią, dramatyczną sceną oczywiście."

W ostatniej scenie nie wiadomo, czy się przewrócił czy nie. O to przecież chodziło.

"Nikt nie wpada na to, że syn właściciela największej korporacji świata ma szkolenie antysnowowchodzące."

Nie nikt nie wpada, tylko Artur zawala sprawę, bo miał to sprawdzić i nie sprawdził. Typowy błąd członka ekipy, co w tym nielogicznego?

"Pozostały czas, który mieli spędzić we śnie Fishera wziął się i zmył. Rozumiem niższe poziomy, wybudzali się, ale do licha, na pierwszym miał być tydzień."

Ja tu czegoś nie rozumiem - skoro rozumiesz niższe poziomy, to czemu nie rozumiesz pierwszego? Jeśli we śnie spadasz, to się budzisz. Oni w kolejnych warstwach spadali i się budzili aż do rzeczywistości. Gdzie tu brak logiki?

"Boże drogi, dlaczego każdemu wydaje się, że może zrobić otwarte zakończenie?"

Wydaje się, nie wydaje się, ale ten film bez tego był bez sensu. Przecież jego całe przesłanie mówi o tym, że nigdy do końca nie możemy być pewni, czy żyjemy w normalnym świecie czy w kolejnym śnie. Więc otwarte zakończenie nasuwa się samo.
03-08-2010 01:54
rincewind bpm
   
Ocena:
+2
Można wyrobić sobie nawyki, które ułatwiają dostrzeżenie, że to sen - np. liczenie palców (we śnie będzie ich dziwna ilość) czy próba czytania dłuższego tekstu - co jest wstępem do świadomego śnienia. Totem jest czymś w ten deseń trochę. Fajny patent.
03-08-2010 09:05
Eva
   
Ocena:
0
TU TEŻ BĘDĄ
@ Siman
Można więc spokojnie uznać, że towarzysze Cobba wiedzieli o jego przypadłości, ale do tej pory nie sprawiała ona takich problemów, więc ją akceptowali, bo on mimo tego był najlepszy.

No, można. Jeśli bardzo chce się usprawiedliwić twórców filmu. Chciałabym, gdyby było w nim więcej fajnych rzeczy, ale ponieważ ich nie ma, to wymagam logiki. Całe łażenie po snach sprawiało wrażenie niebezpiecznego biznesu (choćby ze względu na pracodawców, którzy nie tolerują porażek) i akceptowanie dodatkowego elementu ryzyka w postaci Mal kompletnie mi się nie widzi, zwłaszcza biorąc pod uwagę ogólną paranoję osób zajmujących się snami ("nie dotykaj mojego totemu"). I jak on mógł stać się najlepszy z tymi swoimi problemami też ciężko mi sobie wyobrazić.
I dlaczego umysł nie może uznać siebie samego za wroga? Przecież autoagresja to to zjawisko jak najbardziej znane psychologii.

Bo umysł ten przeszedł szkolenie, dzięki któremu momentalnie wykrywa obcą ingerencję. O to przecież chodziło w całym tym szkoleniu, o podświadome wyczuwanie obcości pozornie nieobcych elementów snu i atakowanie tych elementów. Atakowanie Fishera wciąż mi się tu nie widzi. Argument że Fisher zostaje uznany za kolejnego intruza przekonałby mnie, gdyby "ochrona" nie wchodziła właściwie od razu po rozpoczęciu snu, bezbłędnie rozpoznając intruzów... I gdyby nie to, że przez cały film uczono mnie, że wpłynięcie na podświadomość jest tak ciężkie, że niemal niemożliwe. Jeśli zaakceptować, że umysł Fishera uznał Fishera za intruza, to można dojść do wniosku, że miały miejsce dwie incepcje - ta, o którą chodziło i tak, przez którą umysł Fishera doszedł do wniosku, że Fisher jest intruzem - ta druga przypadkiem i od niechcenia, a to jeszcze bardziej gruzuje scenariusz.

W ostatniej scenie nie wiadomo, czy się przewrócił czy nie. O to przecież chodziło.

No, tak. O tym napisałam. Co nie zmienia faktu, że przewracał mu się w, nazwijmy ją, "warstwie zero" przez cały film. Jeżeli więc ostatnia scena sugeruje, że to może być sen, bo nie wiemy, czy bączek się przewrócił, to jest właściwie zbędna - bo jeśli się nie przewraca, to znaczy, że wszystkie poprzednie razy, kiedy się przewrócił, Leo sobie wyśnił. To znaczy, że równie dobrze mógłby się przewrócić. W ten sposób to ujęcie nie daje nic i to, czy bączek się przewróci czy nie nie ma najmniejszego znaczenia.

Nie nikt nie wpada, tylko Artur zawala sprawę, bo miał to sprawdzić i nie sprawdził. Typowy błąd członka ekipy, co w tym nielogicznego?

Tak, właśnie o tym napisałam, skoro nie sprawdził, to nie wpadł na to, że może mieć, rajt?
I typowy?! Ekipa super hiper pro włamywaczy do mózgów włamuje się do mózgu syna najważniejszego człowieka na świecie i nie wpada na to, że ten syn ma zabezpieczenia, które są w pewnych kręgach normą?!

Ja tu czegoś nie rozumiem - skoro rozumiesz niższe poziomy, to czemu nie rozumiesz pierwszego? Jeśli we śnie spadasz, to się budzisz. Oni w kolejnych warstwach spadali i się budzili aż do rzeczywistości. Gdzie tu brak logiki?

Warstwa "0" - samolot. Idą spać, wybudzą się pod koniec lotu. Po określonym czasie. Ten określony czas spędzą we śnie.
Warstwa "1" - deszczowe miasto. Wyjdą z niego tylko, jeśli obudzą się w warstwie "zero". Czas, przez który będą spać w warstwie "zero" odpowiada tygodniowi w "warstwie jeden"
Warstwa "2" - hotel, w którym były najlepsze sceny filmu ;-) Wyjść z niego mogą:
a) po upłynięciu określonego czasu w "warstwie 1", jak to zakładał plan pierwotny
b) przez "zryw", jak to zakłada plan, który pojawił się po tym, jak okazało się, że Fisher przeszedł szkolenie, które w pewnych kręgach jest normą.
Warstwa "3" - śniegi i góry. Można się z niej wydostać takoż na dwa sposoby:
a) po upłynięciu określonego czasu w "warstwie 2", jak to zakładał plan pierwotny
b) przez "zryw", jak to zakłada plan, który pojawił się po tym, jak okazało się, że Fisher przeszedł szkolenie, które w pewnych kręgach jest normą.
Z "Warstwy 3" budzi ich zryw z windą. Jeden z nielicznych ładnych momentów, swoją drogą.
Z "Warstwy 2" budzi ich zryw ze spadającą furgonetką.
Z "Warstwy 1" może ich obudzić tylko koniec działania specyfiku, spędzili w niej może osiem godzin (licząc z plusem dla reżysera), czyli zostaje jeszcze sześć dni i szesnaście godzin, w czasie których będzie ich łowić ochrona Fishera.
Gdzie się podział ten tydzień?

Wydaje się, nie wydaje się, ale ten film bez tego był bez sensu. Przecież jego całe przesłanie mówi o tym, że nigdy do końca nie możemy być pewni, czy żyjemy w normalnym świecie czy w kolejnym śnie. Więc otwarte zakończenie nasuwa się samo.

To już pisałam w okolicach "dramatycznego bączka" - otwarte zakończenie nie nasuwa się samo, bo to, czy bączek upadnie czy też nie, nie ma żadnego znaczenia, w związku z czym cały dramatyzm, napięcie i niepewność, które chciał uzyskać reżyser, kompletnie do mnie nie trafiły.

@ rince:

Owszem, tak. Orientujesz się w ten sposób, że drobne szczegóły, na które nie zwracasz uwagi, są rozmyte i niekonsekwentne, w związku z czym wiesz, że to sen. Ewentualnie, patrzysz na coś, co na zasadzie odruchu nauczyłeś się łączyć z myślą "to jest sen" (patent, swoją drogą, wyczytany w wieku lat dziesięciu w jakiejś książce dla młodzieży ;-)). Jeżeli jednak jesteś świadomy wagi i struktury jakiegoś przedmiotu tak, jak oni mieli być świadomi swoich totemów - bez problemu możesz ten przedmiot wyśnić.
03-08-2010 09:49
Alkioneus
   
Ocena:
+1
Jestem niezadowolony.

Nie dość, że same dobre recenzji Incepcji widzę, to jak się pojawia jakaś zła, to skonstruowana jest na zasadzie takiego czepialstwa, że 3-4 filmy amerykańskie na przestrzeni ostatnich trzech lat by się wybroniły.

A idę dopiero jutro.
03-08-2010 12:29
Eva
   
Ocena:
0
Myślę, że wyrokowanie o czepianiu będzie na miejscu, kiedy już obejrzysz ;-)
I śmiem twierdzić, jako osoba oglądająca właściwie jeno hollywoodzkie produkcje z fantastyką w roli głównej, że niewiele filmów by się NIE wybroniło.
03-08-2010 14:22
Szept
   
Ocena:
0
Leo ma swoje psychiczne akcje tylko w snach, w realu radzi sobie ztym na tyle dobrze, że po prostu nie zraża do siebie ludzi.
Jest na tyle dobry w tym co robi, że jego projekcja nie stanowi aż takiego problemu. Być może nie stanowiła, nie wiemy od jak dawna Mal przebija się w kazdym jego śnie. Możliwe, że wcześniej nie miała takiego wpływu na niego.
O Mal wie w zasadzie tylko Artur, a nie wiemy znowu jakie poza pracowniczymi realcje łączą Doma i Atrura (możesz wiedzieć, ze ktoś jest alkoholikiem, ale z mim pracowac, bo jego uzależnienie nie wpływa jeszcze na pracę tak silnie, a was łaczą inne mocniejsze relacje). Reszta zespołu jest nowa i o Mal może nic nie wiedzieć (Ariadna wie od niedawna, nie zna skali problemu i znowu to co zaczyna czuć do Doma pozwala jej na współpracę a nie porzucenie. Poza tym podoba jej się nowa zabawka jaką jej pokazano).

Po śmierci żony został złodziejem, z tego co zrozumiełam, wcześniej badali sny. Przy zdobywaniu umiejeetności nic z podświadomości mu nie przeszkadzało.

Ochrona atakuje Fishera bo zabicie go w snach powinno go wybudzić i uniemożliwić kradzież. Podswiadomość nie wie o mocniejszej narkozie. Nikt podświadomości nie oszukuje że nie jest intruzem. Oszukują świadomość Fishera (czyli Fishera ze snu).

Totemu w śnie sobie nie śnisz, śnisz jego prawdziwą formę, czyli kostkę niesfałszowaną. gdyby ktoś poznał twój totem wtedy może ci go podmienić i to by cię mogło zmylić.
Natomiast totem bączek faktycznie jest czymś działającym zupełnie odwrotnie i bez sensu.
Bączek nabiera sensu kiedy uznamy, że jest to fałszywy ślad podstawiany nam przez Doma. O totemie nikt tak na prawde nie powinien wiedzieć, nie tylko o jego wadze i fakturze, ale im mniej wie tym lepiej dla właściciela totemu. Dom tak na prawdę pokazuje nam więc fałszywy totem bączek, przekonując że to jego prawdziwy totem. Prawdziwym totemem jest natomiast obrączka. Nie ma jej w realu, ale kiedy zaczyna śnić stwarza swojego awatara z obraczką, to znak dla niego że jest we śnie. Równie dobrze mógłby mieć tatuaż, czerwone majtki albo inną ukryta cechę która zawsze dodaje sobie we śnie. dopiero taki totem zaczyna na prawde spełniać swoją funkcję, ale to łatwiej opisać w książce niż pokazac w filmie.

Zryw jako potrzebny do wybudzenia faktycznie zbędny, natomiast zryw jako zjawisko przerywające sen jak najbardziej na miejscu.

Czas trwania to fakt, dziura. Na filmwebie było jeszcze wyliczenie 10 godzin lotu i jakoś nie wychodziło z tego tyle lat żeby Saito tak się postarzał.
03-08-2010 14:36
Eva
   
Ocena:
0

O Mal wie w zasadzie tylko Artur, a nie wiemy znowu jakie poza pracowniczymi realcje łączą Doma i Atrura


Ok, w sumie wyglądali na przyjaciół. No i Artur był jednym z nielicznych jasnych punktów tego filmu jak dla mnie, więc można mnie nim przekonać ;-)

Ochrona atakuje Fishera bo zabicie go w snach powinno go wybudzić i uniemożliwić kradzież. Podswiadomość nie wie o mocniejszej narkozie. Nikt podświadomości nie oszukuje że nie jest intruzem. Oszukują świadomość Fishera (czyli Fishera ze snu).

Kiedy w filmie było powiedziane, że ochrona atakuje obcych, nie swoich.

Totemu w śnie sobie nie śnisz, śnisz jego prawdziwą formę, czyli kostkę niesfałszowaną.

Dlaczego? Skoro już jest taki motyw to niech będzie albo oczywisty/intuicyjny albo wyjaśniony, choćby głupim "długo ćwiczymy, żeby śnić prawdziwą formę totemu". Bo jeżeli doskonale znasz taki przedmiot jak totem, to go wyśnisz. Bez problemu, zwłaszcza, że świat snów jest bardzo namacalny, jak to zauważyła Ariadna.

Natomiast totem bączek faktycznie jest czymś działającym zupełnie odwrotnie i bez sensu.
Bączek nabiera sensu kiedy uznamy, że jest to fałszywy ślad podstawiany nam przez Doma. O totemie nikt tak na prawde nie powinien wiedzieć, nie tylko o jego wadze i fakturze, ale im mniej wie tym lepiej dla właściciela totemu. Dom tak na prawdę pokazuje nam więc fałszywy totem bączek, przekonując że to jego prawdziwy totem. Prawdziwym totemem jest natomiast obrączka.


I dlatego właśnie rozgorączkowany Leo odchodził na bok i kręcił bączkiem, żeby się upewnić czy nie śni?
Naprawdę, starałam się dostrzec w jego postaci jakąś podstępność, jakąś głębię, coś, co by sugerowało, że on pogrywa ze swoimi towarzyszami. Usprawiedliwiłam pierwsze patetyczne, przesadzone skrzywienie, usprawiedliwiałam pierwsze patetyczne teksty - ale potem nie dostałam niczego, co mogłoby chociaż sugerować, że Dom udaje albo oszukuje. Dlatego nie ma opcji, żebym uwierzyła, że próbował kogokolwiek oszukać bączkiem - nie było tego w filmie. Gdyby on jeszcze miał podejrzenia co do tego, że ktoś może chcieć go z jakichś powodów zamknąć w śnie... Ale nie miał. Nie musiał być ostrożny, nie musiał mieć paranoi, bo nie miał żadnych wyraźnych zewnętrznych wrogów - korporacja na niego polowała, jak wlazł na jej teren i nie mógł wrócić do kraju ale nikt go aktywnie nie szukał, nie było powodu by go unieszkodliwiać. Jego jedynym wrogiem był on sam, więc nie było powodu by kogokolwiek oszukiwać.

Nie ma jej w realu, ale kiedy zaczyna śnić stwarza swojego awatara z obraczką, to znak dla niego że jest we śnie. Równie dobrze mógłby mieć tatuaż, czerwone majtki albo inną ukryta cechę która zawsze dodaje sobie we śnie. dopiero taki totem zaczyna na prawde spełniać swoją funkcję, ale to łatwiej opisać w książce niż pokazac w filmie.

Wyraźnie zaznaczono w filmie, że liczy się waga. Obrączki, tatuaże i czerwone majtki nie wchodziły w grę, trzeba było sobie zrobić spersonalizowany gadżet.
03-08-2010 14:57
Siman
    DALEJ SPOJLERY
Ocena:
0
"No, można. Jeśli bardzo chce się usprawiedliwić twórców filmu."

Lub można szukać dziur, jeśli bardzo chce się twórców zgnoić. Bo w moim odczuciu nazywanie tego dziurą jest naciągane.

Pociągnę analogię do "Pięknego umysłu" - jednostkom wybitnym wybacza się ich dziwactwa. A nie zawsze można zorientować się, że dziwactwa zaczynają przerastać się w chorobę, zwłaszcza, jeśli bohaterowie filmu nie mają takiej perspektywy, jaką dostają widzowie. A dialog Ariadne-Cobb wskazuje wyraźnie, że nie mają.


"Jeśli zaakceptować, że umysł Fishera uznał Fishera za intruza, to można dojść do wniosku, że miały miejsce dwie incepcje"

Na tej zasadzie należałoby uznać, że umysł śniącego doznaje incepcji za każdym razem, gdy dochodzi do wspólnego śnienia. Bo zostaje oszukany, że żyje w prawdziwym świecie, podczas gdy naprawdę śpi. A to już by była horrendalna bzdura.

Incepcja to bardzo głęboka ingerencja w umysł, która sprawia, że człowiek może wręcz zmienić swoją osobowość (Fisher wyzbywa się kompleksu ojca, niejako godzi się z nim wewnętrznie i zmienia zupełnie swoje podejście do majątku otrzymanego w spadku). Uznanie siebie za intruza to zwykła sztuczka, iluzjonistyczny trick, który działa na chwilę i znika po przebudzeniu. Zupełnie inna kategoria wagowa.

"W ten sposób to ujęcie nie daje nic i to, czy bączek się przewróci czy nie nie ma najmniejszego znaczenia."

OK. Nie zrozumiałaś tego filmu, teraz jestem tego pewien. :)

Ostatnia scena nie sugeruje, że cała akcja filmu od początku toczyła się we śnie. Jeśli by tak było, to faktycznie, nie tylko motyw z bączkiem byłby bez sensu, ale cały film byłby dosyć banalnie wymyślony. Tymczasem otwarte zakończenie zakłada przede wszystkim takie dwie opcje:

a) bączek się przewrócił. Cobb jest w rzeczywistości. Wszystko jest tu chyba jasne.
b) bączek się nie przewrócił. Cobb, zamiast wyjść do rzeczywistości, wyśnił sobie świat, który wygląda jak rzeczywistość, którą on sobie wymarzył, z radosnym powrotem do dzieci itd. NIE oznacza to jednak, że przez cały czas filmu był we śnie, tylko że ta jedna ostatnia scena jest snem, mimo że wygląda na rzeczywistość. Artur, Ariadne i pozostałe osoby wybudziły się, Cobb (oraz być może Saito, tego nie wiemy) pozostał w limbo.

"Tak, właśnie o tym napisałam, skoro nie sprawdził, to nie wpadł na to, że może mieć, rajt?"

Bo ponieważ dlaczego tak sądzisz? To jest w dialogach? Bo ja sobie nie przypominam. Nie sprawdził, to znaczy, że zawalił. Dlaczego zawalił można się tylko domyślać, powodów może być co najmniej kilka. Najprostszy: zapomniał (chyba że naciągam, bo hiper ekstra włamywacze przecież nigdy nie zapominają o niczym, bo są robotami). Bardziej złożony: dostał cynk, że Fisher takich zabezpieczeń nie ma, cynk był błędny, a Artur tego nie zbadał głębiej. Powodów można by mnożyć, twój nie jest bardziej uprawniony niż moje.

I tak, uważam, że czepiasz się straszliwie.

" syn ma zabezpieczenia, które są w pewnych kręgach normą?!"

Znów: kto i gdzie tak powiedział? Saito takich zabezpieczeń nie miał, więc chyba nie jest to taka znowu norma.

"Warstwa "0" - samolot. Idą spać, wybudzą się pod koniec lotu. Po określonym czasie. Ten określony czas spędzą we śnie. [...]"

Przecież ich wybudzał upadek (zryw) we śnie. Ariadne w warstwie 4 skoczyła z balkonu i się obudziła w warstwie 3, skąd wybuch szpitala wybudził ich do warstwy 2, skąd wybuch windy wybudził ich do warstwy 1, skąd uderzenie o wodę wybudziło do rzeczywistości (lub warstwy 0 jak wolisz).

@Szept
"Czas trwania to fakt, dziura. Na filmwebie było jeszcze wyliczenie 10 godzin lotu i jakoś nie wychodziło z tego tyle lat żeby Saito tak się postarzał."

Weź kalkulator i sam sprawdź. ;)
Każda warstwa mnoży czas razy 20. Były 4 warstwy (miasto, hotel, szpital w górach, limbo).

((10h x 20 x 20 x 20 x 20)/24h)/365dni = ponad 182 lata

Cobb i Saito musieli siedzieć w limbo cały czas trwania narkozy (10 godzin), bo zrywy ich nie wybudziły. Ale nawet gdyby siedzieli 1/3 czasu Saito mógłby zestarzeć się wystarczająco mocno.
03-08-2010 15:40
Tarkis
   
Ocena:
+1
@Siman: akurat z wybudzaniem Eva ma racje - uderzenie w wode wybudzilo ich z warstwy 2 do 1, a nie z 1 do 0. To w realnym swiecie musieliby upasc, zeby obudzic sie ze snu o ciezarowce. Zreszta przeciez jest scena ze wychodza z wody. Wiec przez reszte tygodnia musieli sie "ukrywac" - aczkolwiek pokazywanie tego w filmie byloby dla mnie raczej bezcelowe...

Co do reszty argumentow wyjasniajacych "dziury" w pelni sie zgadzam - dla mnie film nie razil wiekszymi dziurami ani podczas seansu, ani po nim
03-08-2010 16:08
Siman
   
Ocena:
0
"@Siman: akurat z wybudzaniem Eva ma racje - uderzenie w wode wybudzilo ich z warstwy 2 do 1, a nie z 1 do 0. To w realnym swiecie musieliby upasc, zeby obudzic sie ze snu o ciezarowce. Zreszta przeciez jest scena ze wychodza z wody. Wiec przez reszte tygodnia musieli sie "ukrywac"

Faktycznie, zapomniałem o tej scenie. Ale Ariadne skakała z wieżowca: po co, skoro i tak by zostałaby wybudzona w wyższej warstwie? I dlaczego wówczas nie przebudził się Cobb? I dlaczego w niższej warstwie bohaterowie czuli, że już dokonano skoku w wyższej (Artur w hotelu), a mimo to nie wybudzali się do momentu, aż nie doszło do upadku w tej samej warstwie? Może chodzi po prostu o to, że zryw wymaga skoku jednocześnie w warstwie wyższej i tej, w której się znajdujemy? OK, muszę obejrzeć ten film jeszcze raz i to sprawdzić. ;)
03-08-2010 16:14
Tarkis
   
Ocena:
0
Z wiezowca skoczyla po to zeby sie zabic - z limbo zryw by ich nie wyciagnal, Cobb zabil sie (lub nie) dopiero po odnalezieniu Saito.

Tego ze Artur wiedzial nie kojarze- tez jestem po jednym seansie :)

Co do zrywu, na 90% wystarczy skok w nizszej (scena z przewracaniem krzesla).
03-08-2010 16:19
Szept
   
Ocena:
0
"Kiedy w filmie było powiedziane, że ochrona atakuje obcych, nie swoich."

Nie pamiętam konkretnej sceny, w której atakują awatara Fishera, ale czy to nie jest tak, że atakują intruzów nie uważając na Fishera? Wiedzą co się z nim stanie jeśli go zabiją więc o niego nie dbają (inaczej niż prawdziwi ochroniarze w realu). Ich celem jest usunięcie za wszelką cenę intruzów ze snu, zabicie właściciela to tez sposób:)

Zarzut miałbym inny. Dlaczego te projekcje nie są lepiej uzbrojone i liczniejsze :) Chociaż to można wytłumaczyć stopniem umiejętności śniącego.

"Dlaczego? Skoro już jest taki motyw to niech będzie albo oczywisty/intuicyjny albo wyjaśniony, choćby głupim "długo ćwiczymy, żeby śnić prawdziwą formę totemu". Bo jeżeli doskonale znasz taki przedmiot jak totem, to go wyśnisz. Bez problemu, zwłaszcza, że świat snów jest bardzo namacalny, jak to zauważyła Ariadna."

Rzecz w tym, że świadomie nie śnisz prawdziwej formy totemu. Tak jak świadomie śnisz swoje ubranie, tak świadomie nie śnisz pewnych rzeczy.
Totemu nie śnisz świadomie by nie zjechać sobie psychiki.
Chronisz go przed innymi by to oni nie mogli go wyśnić i podrzucić twojemu awatarowi.

"I dlatego właśnie rozgorączkowany Leo odchodził na bok i kręcił bączkiem, żeby się upewnić czy nie śni?"

Musiał być wiarygodny. Oglądanie palca przy wszystkich też by się rzucało w oczy. Mógł po prostu dyskretnie sprawdzić czy ma obrączkę, ale rozgorączkowany wolał jeszcze innymi zmysłami poza dotykiem sprawdzić czy na ręce nic nie ma. Kręcenie bączkiem to właśnie ściema, która w pewnym momencie stała się nawykiem, odruchem Pawłowa. Tą zasadę łamie tylko w ostatniej scenie (o ile dobrze pamiętam). Kreci bączkiem, ale nie czeka na rezultat. Jeśli przy kręceniu zobaczył, że na ręce nie ma obrączki to miłość do dzieci wzięła górę.

"Dlatego nie ma opcji, żebym uwierzyła, że próbował kogokolwiek oszukać bączkiem - nie było tego w filmie."

Nolan kieruje widać obraz do widza, któremu nie trzeba wszystkiego tłumaczyć :)
A to że Leo kieruje się zasadą 'co innego myśleć, co innego mówić, co innego robić' jest pokazane, sam łamie zasady, których uczy Ariadnę.

"Gdyby on jeszcze miał podejrzenia co do tego, że ktoś może chcieć go z jakichś powodów zamknąć w śnie... Ale nie miał. "
Posiadanie totemu wskazuje, że miał takie obawy. Wspólne śnienie to technologia wojskowa. Teść Doma chyba uczył go zabawy z maszynką od snów. A skąd on umiał nie wiemy, ale bardzo prawdopodobne, że współdziałał kiedyś z wojskiem (poczynienie takiego założenia nie koliduje z niczym, a niedopowiedzenia między Domem a teściem mogą na to wskazywać) przekazanie więc zasad bezpieczeństwa przed inwigilacją wydaje się oczywiste.
Poza tym sama podałaś powód:
"Jego jedynym wrogiem był on sam..."
Paranoja?


Nie ma jej w realu, ale kiedy zaczyna śnić stwarza swojego awatara
"Wyraźnie zaznaczono w filmie, że liczy się waga. Obrączki, tatuaże

i czerwone majtki nie wchodziły w grę, trzeba było sobie zrobić

spersonalizowany gadżet."

To tylko jedno z tłumaczeń. Wersja dla nowicjusza. Dom mógł

opracować swój własny totem. waga się liczy dlatego żebyś w realu

poznała, że masz coś swojego, a nie seryjną produkcję. Właśnie

dlatego by potencjalny wróg nie mógł podstawić ci fałszywki.
Totem ma mieć cechę, której nie pozna się bez wzięcia do ręki,

cechę ukrytą.
Ale to tylko totem taki prosty, od profesjonalisy oczekiwac można

czeoś dużo bardziej złożonego - vide to co pisałem poprzednio.

@Siman
"Przecież ich wybudzał upadek (zryw) we śnie. Ariadne w warstwie 4

skoczyła z balkonu i się obudziła w warstwie 3, skąd wybuch

szpitala wybudził ich do warstwy 2, skąd wybuch windy wybudził ich

do warstwy 1, skąd uderzenie o wodę wybudziło do rzeczywistości

(lub warstwy 0 jak wolisz)."

Mylisz się, właśnie to jest tu tez trochę pogmatwane.
Do samolotu wrócili dopiero po wyznaczonym czasie, to nie było

wybudzenie zrywem.
Żeby wybudzić kogoś zrywem trzeba ciało z wyższej warstwy zrzucić.
Eksplozja szpitala nie mogła więc przerzucić nikogo ze szpitala do

hotelu, chyba że by ich zabiła. Nie wiem w ogóle czemu służyła poza

widowiskowością.

Zmodyfikowany plan był taki, że po upłynięciu czasu w szpitalu zryw w hotelu ich do hotelu przenosi.
Z hotelu wybudzają się po zrywie wywołanym w furgonetce.
Potem czekają aż wybudzi ich dreammachine.

czemu miał służyć wybuch w szpitalu nie wiem. Wyssaniu ich z limbo?

03-08-2010 16:27
~Gall Anonim

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"((10h x 20 x 20 x 20 x 20)/24h)/365dni = ponad 182 lata

Cobb i Saito musieli siedzieć w limbo cały czas trwania narkozy (10 godzin), bo zrywy ich nie wybudziły. Ale nawet gdyby siedzieli 1/3 czasu Saito mógłby zestarzeć się wystarczająco mocno."


Ale czy właśnie tutaj nie ma dziury logicznej? Bo wygląda na to, że Cobb wcale nie spędził w limbo 182 lat, bo gdy fale wyrzucają go na brzeg, to nie jest stary. Dlaczego? Udało mu się przenieść od razu w limbusową przeszłość? Ale niby z jakiej racji? W końcu zginął w warstwie 1 (utopił się w furgonetce).
03-08-2010 22:49
Scobin
    IMHO
Ocena:
+1
– Wiek Saito i czas przebywania w pierwszej warstwie snu Fishera to luki w scenariuszu. Minus dla nich. Nie są to jednak luki bardzo istotne; nic, co by czyniło całą koncepcję filmu niedorzeczną.

– Totemy to śliska sprawa i poważniejszy problem scenariusza; moim zdaniem najpoważniejszy i cieszę się, że Twoja notka i ta rozmowa zwróciła mi na to uwagę.

– Zgadzam się, że dialogi w filmie nie są świetne; są niezłe, tylko tyle i aż tyle.

– Reszta zarzutów to czepialstwo. ;-)

– Najważniejsze: duże +1 za odwagę i bezkompromisowość!
03-08-2010 23:03
Eva
   
Ocena:
+1
@ Siman
Lub można szukać dziur, jeśli bardzo chce się twórców zgnoić. Bo w moim odczuciu nazywanie tego dziurą jest naciągane.
Ponieważ nie chcę ich zgnoić, zgodziłam się w tej kwestii z Szeptem, który zwrócił mi uwagę na to, że o Mal wie tylko Artur, który chyba jest przyjacielem Cobba. I w ogóle moją ulubioną postacią ;-)

Incepcja to bardzo głęboka ingerencja w umysł, która sprawia, że człowiek może wręcz zmienić swoją osobowość (Fisher wyzbywa się kompleksu ojca, niejako godzi się z nim wewnętrznie i zmienia zupełnie swoje podejście do majątku otrzymanego w spadku). Uznanie siebie za intruza to zwykła sztuczka, iluzjonistyczny trick, który działa na chwilę i znika po przebudzeniu. Zupełnie inna kategoria wagowa.

Ok, racja, przesadziłam z incepcją, tym niemniej nadal mi to zgrzyta - dlatego, że wiele mówiło się o tym (i był to, kurczę, dobry motyw), że bardzo ciężko jest oszukać podświadomość. Że nawet śniący nie da rady tego zrobić.

Artur, Ariadne i pozostałe osoby wybudziły się, Cobb (oraz być może Saito, tego nie wiemy) pozostał w limbo.

Ok, na tę interpretację nie wpadłam i to trochę ratuje scenariusz.

Bo ponieważ dlaczego tak sądzisz? To jest w dialogach? Bo ja sobie nie przypominam. Nie sprawdził, to znaczy, że zawalił. Dlaczego zawalił można się tylko domyślać, powodów może być co najmniej kilka. Najprostszy: zapomniał (chyba że naciągam, bo hiper ekstra włamywacze przecież nigdy nie zapominają o niczym, bo są robotami).
Whoa, spokojnie, mam dosyć własnych zapasów jadu i jakkolwiek doceniam chęć ich uzupełnienia, to obawiam się, że przy takiej formie dialogu może zacząć się przelewać, a tego wolałabym uniknąć ;-)
A serio - nie było w dialogach, tym niemniej jednak zapomnienie o sprawdzeniu czegoś takiego jest dla mnie straszliwą gafą. Ktoś organizuje takie szkolenia, to znaczy, że jest na nie popyt. Popyt musi być wśród ludzi, którzy mają jakieś ważne informacje. Samo mi się narzuciło, że młody musi mieć takie szkolenie i że musi to być w pewnych kręgach normą - nie, nie było tego w dialogach, ale tak mi wynikło z tego, co widziałam - tego, że dreammachine to dreammachine też nie było w dialogach, a jednak wszyscy to wiemy.
Bardziej złożony: dostał cynk, że Fisher takich zabezpieczeń nie ma, cynk był błędny, a Artur tego nie zbadał głębiej. Powodów można by mnożyć, twój nie jest bardziej uprawniony niż moje.
Kupiłabym. Gdyby było w dialogach :P Zasadniczo, jeśli ma miejsce jakiś ważny dla akcji event powinno się o tym mówić, tak uważam. Choćby po to, żeby nie było trzeba potem wymyślać uzasadnień dla (jeśli chcesz mogę dodać "z pozoru") nielogicznych wydarzeń.

@ Tarkis
Z wiezowca skoczyla po to zeby sie zabic - z limbo zryw by ich nie wyciagnal, Cobb zabil sie (lub nie) dopiero po odnalezieniu Saito.

Co jest kolejną dziurą. Dlaczego limbo jest takie straszne, skoro można z niego wyjść, zabijając się? Z tego, co zrozumiałam, poczucie rzeczywistości traci się (albo zyskuje, zależy jak na to spojrzeć xD) w limbo dopiero po jakimś czasie. W ogóle biorąc pod uwagę, że można z niego wyjść przez śmierć, czyli z poziomu, na którym się znajduje, limbo nie stanowi żadnego problemu.

@ Szept
Nie pamiętam konkretnej sceny, w której atakują awatara Fishera, ale czy to nie jest tak, że atakują intruzów nie uważając na Fishera? Wiedzą co się z nim stanie jeśli go zabiją więc o niego nie dbają (inaczej niż prawdziwi ochroniarze w realu). Ich celem jest usunięcie za wszelką cenę intruzów ze snu, zabicie właściciela to tez sposób:)

Zarzut miałbym inny. Dlaczego te projekcje nie są lepiej uzbrojone i liczniejsze :) Chociaż to można wytłumaczyć stopniem umiejętności śniącego.

Racja. A uzbrojenie projekcji to dla mnie po prostu kwestia tego, że umysł jest wyszkolony, tego nijak czepić się nie mogę ;-)

Rzecz w tym, że świadomie nie śnisz prawdziwej formy totemu. Tak jak świadomie śnisz swoje ubranie, tak świadomie nie śnisz pewnych rzeczy.
Totemu nie śnisz świadomie by nie zjechać sobie psychiki.
Chronisz go przed innymi by to oni nie mogli go wyśnić i podrzucić twojemu awatarowi.

Odniosłam wrażenie, że oni mają bardzo ograniczony wpływ na swoje awatary, jeśli mają w ogóle. Choćby dlatego, że potrzebowali wykwalifikowanego fałszerza, żeby udawał wuja Fishera. Nie twierdzę, że to jest kompletnie niemożliwe, ale wydaje mi się, że nie-śnienia totemu trzeba by się nauczyć, właśnie dlatego, że to jest przedmiot, który tak dobrze znasz, który jesteś w stanie rozpoznać w każdych warunkach, a zatem i taki, który umysł rozpoznaje bez najmniejszych problemów, więc skopiowanie go do snu ze wszystkimi jego cechami jest bardzo proste, żeby nie powiedzieć odruchowe. Tymczasem totemy pokazano jako działające niejako automatycznie. Trochę też zabrakło informacji o tym, jak bardzo oni mogą wpływać na te swoje avatary - i czy w ogóle, która to informacja dla starannie przygotowanego scenariusza byłaby, wedle mnie, bardzo istotna.

Posiadanie totemu wskazuje, że miał takie obawy.
Każdy musi mieć totem, tak uczą Ariadnę, która o ile się zorientowałam pełnie poza wszystkim rolę przewodniczki widza po całym tym (dziurawym ;-)) labiryncie. Więc każdy musi mieć totem, to jest rutyna, nie kwestia obaw.

"Jego jedynym wrogiem był on sam..."
Paranoja?

A nie powinien jej... Nie wiem... Zagrać, zamiast umierać przez cały film z tęsknoty za rodziną i zmarłą żoną, tudzież niczym najprawdziwszy amerykański palladyn powtarzać, że wszystko jest w porządku? Przez pewien czas starałam się wierzyć, że on udaje, jak już wspominałam, ale ostatecznie nie dostałam nic, czym mogłabym tę wiarę podsycić.

Nolan kieruje widać obraz do widza, któremu nie trzeba wszystkiego tłumaczyć :)

Może i tak, ale powiem Ci, że dialogi sugerują coś wręcz przeciwnego ;-)

Ale to tylko totem taki prosty, od profesjonalisy oczekiwac można

czeoś dużo bardziej złożonego - vide to co pisałem poprzednio.

Dla mnie to są wnioski wychodzące bardzo daleko poza film i jako takie ciężko mi je zaakceptować - bo podpadają dla mnie pod łatanie za reżysera dziur. Zachowanie naturalne, jeśli film Ci się podobał, ale nieprzekonujące dla tego, komu nie przypadł do gustu ;-)

@ Gall Anonim
Bo wygląda na to, że Cobb wcale nie spędził w limbo 182 lat, bo gdy fale wyrzucają go na brzeg, to nie jest stary.
Wydaje mi się - nie pamiętam dokładnie - że Cobb był w wyższej warstwie dłużej niż Saito. W związku z tym kiedy wylądował w limbi, Saito JUŻ mógł być stary.

@ Scobin
Po pierwsze dzięki. A po drugie tak, część zarzutów to czepialstwo, ale wpływ na to ma kilka czynników - po pierwsze mój główny, ciężki do logicznego uzasadnienia (które jednak wyprodukowałam i chyba wrzucę do notki), zarzut wobec filmu, to znaczy jego przegadanie i patos, które są głównymi winowajcami tego, że nie bawiłam się dobrze na seansie i że Incepcja nie sprawdziła się nawet jako film rozrywkowy. Ale nie bawiłam się dobrze i jednocześnie chcę pogadać o filmie, w związku z czym gadam o wszystkim, o czym można jakoś sensownie dyskutować - bez skrupułów, bo jestem rozczarowana na tyle, żeby każdą słabość wyciągnąć na wierzch.
Po drugie - ważniejsze - pisano o świetnym, precyzyjnym, dopracowanym scenariuszu, o majstersztyku. Dlatego poszłam na ten film, uwielbiam precyzyjne scenariusze, kocham je miłością wielką i nieograniczoną, tymczasem dostałam zbiór dziur. Niektóre mogłabym wybaczyć filmowi, który nie cieszy się opinią takiego, który ma perfekcyjny scenariusz, inne nie, wyciągam wszystkie dlatego, że "precyzyjny scenariusz" to duże sformułowanie i, wedle mnie, uprawnia osobę polemizującą z nim do wyciągnięcia każdej dziury. Precyzyjny i dopracowany to znaczy precyzyjny i dopracowany a nie "precyzyjny i dopracowany jeśli jest ciemno a ty przymkniesz oczy i założysz okulary babci".
04-08-2010 02:19
~Gall Anonim

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@Scobin:

"czas przebywania w pierwszej warstwie snu Fishera to luki w scenariuszu"

Dla mnie natomiast ten element nie jest wcale luką. OK, po wykonaniu zadania bohaterowie musieli spędzić w pierwszej warstwie snu jeszcze prawie tydzień. Ale dlaczego miałoby to być problemem? Dlaczego zakładać, że podświadomość Fishera musiała atakować ich cały czas - a nie tylko wtedy, gdy stanowili bezpośrednie zagrożenie dla Fishera? Zwróćmy uwagę, że gdy dreamteam pojawia się w pierwszej warstwie snu, na początku panuje cisza i spokój. Pod ostrzał trafiają dopiero w momencie, gdy uprowadzają Fishera. Można więc przyjąć, że potem, gdy go puścili, podświadomość też odpuściła, a oni spędzili spokojny, choć nudny tydzień w świecie snu.

04-08-2010 10:03
Scobin
    @Gall
Ocena:
0
Dla mnie to jest luka, bo trzeba sobie dopowiadać rzeczy, których nie ma w filmie – wygląda to tak, jakby scenarzysta zapomniał. Natomiast to bardzo mała luka, właściwie to nawet taka luczka. :)
04-08-2010 10:27
Wojteq
   
Ocena:
0
@Scobin
Ależ dopowiadanie sobie rzeczy to czynnik odpowiadający za mnóstwo frajdy w kinie! Idąc Twoim tokiem myślenia należałoby zaprzestać wogóle kręcenia filmów, w których prócz subtitle'ów nie pojawiałyby się opisy emocji bohaterów, bo przecież nie wiemy co takiego może odczuwać odgrywana postać. A otwarte zakończenia to już wogóle zbrodnia i porażka. :-)

@Eva
Przebrnąłem przez całość dyskusji i skłaniam się ku wersji Simana, co jest również powodem, dla którego wybiorę się raz jeszcze do kina, by na spokojnie przyjrzeć się tym razem szczegółom.

Swoją drogą podziwiam, że po jednym seansie jesteś w stanie sformułować tak ogromną ilość zarzutów. Odnoszę wrażenie, że po prostu niesiona jakąś nieznaną motywacją postanowiłaś "Incepcji" dołożyć - proszę nie bierz tego do siebie jako wjazdu osobistego. Nic z tych rzeczy.

W dyskusji obalono wiekszość Twoich zarzutów, więc proponuję powtórną wizytę w kinie i, mając w pamięci powyższą dyskusję, ponowne podejście do obrazu. "Incepcja" jest moim zdaniem warta tego, żeby dac jej jeszcze jedną szansę.
04-08-2010 12:25
Scobin
    @Wojteq
Ocena:
0
Wiedziałem, że ktoś tak odpowie. ;-) Ale nie, IMHO nie masz racji, bo to jest zbyt ważny element fabuły (choć nie kluczowy). Wcześniej sygnalizowano, że konieczność pozostania w śnie przez cały tydzień może stanowić problem dla drużyny... to znaczy dla Cobba i jego kumpli, a potem nagle o tym zapomniano.
04-08-2010 12:29
Wojteq
   
Ocena:
0
@Scobin
W takim razie to luka rzeczywiscie, czy luczka? Jakiś niezdecydowany jesteś. :-)

Poza tym Gall jasno pokazał, ze atak nastąpił, jak porwali Fishera - dla mnie wystarczająco wyraźne uzasadnienie, choć przyznam się, że nie zastanawiałem się nad tym póki nie zwróciliscie mojej uwagi na ten aspekt.

EDIT:
Po zastanowieniu stwierdzam, że muszę się jeszcze przyjrzeć sprawie totemu. Rzeczywiscie cos nie gra - popatrzę bliżej na obrączkę.

Jeszcze jedno - czy Cobb miał w snach tego bączka, czy tylko w rzeczywistości? Nie pamiętam, a wydaje mi się, że mógł go trzymać tylko ze wzgledów sentymentalnych, bo skoro totem to bardzo osobisty przedmiot, to po śmierci właściciela powienien przestać działać, a raczej nie działać w obcych rękach. No ale wtedy po kiego ostatnia scena taka a nie inna?

Jeszcze raz idę.
04-08-2010 13:04

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.