» Teksty » Festiwale » Era Nowe Horyzonty - dzień 7 (Edison i Leo, Liverpool)

Era Nowe Horyzonty - dzień 7 (Edison i Leo, Liverpool)


wersja do druku

Dzisiaj obejrzałyśmy dwa filmy, żadnego z nich nie da sie łatwo zapomnieć. Niestety, dzisiaj ostatni dzień Arion na festiwalu, od jutra zostaje sama na placu boju.

Edison i Leo


"Edison i Leo to pierwsza anglojęzyczna, pełnometrażowa animacja poklatkowa wyprodukowana w Kanadzie, kulminacja wieloletniej pracy oraz dziesięcioleci historii kanadyjskiej animacji.(...) Film osadzony w świecie XIX-wiecznego fantasy to gotycka bajka oparta na opowiadaniu George'a Tolesa, wieloletniego współscenarzysty Guya Maddina. Ponure krajobrazy i zdumiewające portrety postaci składają się na fascynujący, wielopoziomowy film."


Niesamowity film, ogląda się w napięciu, jak najciekawszą fabułę. Prosta, ale wielowątkowa historia. Edison, który pragnie chwały i uznania, zbiera artefakty - zbiera czy kradnie, to już kwestia dla lingwisty. Kiedy na szali jest z jednej strony życie jego żony, zaś z drugiej nowy przedmiot do kolekcji, potrafi poświęcić rodzinę. W wyniku wypadku ginie jego żona, zaś młodszy syn - pupilek rodziny - zostaje porażony prądem i nigdy nie będzie mógł nikogo dotknąć. Okradzione przez Edisona plemię Indian poprzysięga zemstę. Fabuła trzyma się kupy, jest solidna, brak niedociągnięć fabularnych, logicznych czy merytorycznych. Fantastyczny pomysł, a wykonanie jeszcze lepsze. Znakomita animacja, która gwarantuje świetną zabawę. Jestem pod dużym wrażeniem. Szczerze polecam. Ostrzegam jedynie, że jest w tym filmie jedna scena, która obrzydza niesamowicie, szczególnie płeć powszechnie uznawana za piękniejszą - Indianki spluwają do miseczki, a potem Edison musi wypić ich plwociny. Poza tym, szczerze i z całych sił polecam i z niecierpliwością czekam na kolejny projekt twórców Edisona i Leo. [Marigold]

nimację poklatkową darzę szczególną atencją. Seans Edison i Leo dodał do niej kolejne punkty z zakresu uwielbienia. Film to stanowczo dla dorosłych, najlepiej takich, których żołądek wykazuje mocne nerwy i dużą tolerancję na ekspresję płynów ustrojowych. Opuszczając zasłonę milczenia na kilka obrzydliwości, Edison i Leo to rozrywka znakomita i nade wszystko zabawna, w której znalazły swój zakątek czarny humor, gotycka stylistyka, oraz upiorne postaci rodem z groteskowej mary. Przednia, acz niezbyt subtelna zabawa w rytm aluzji do doktora Frankensteina i kina Tima Burtona – polecam.[Arion]

Liverpool

"Wbrew tytułowi akcja filmu Argentyńczyka Lisandro Alonso nie rozgrywa się w Liverpoolu, tylko na Ziemi Ognistej, skąd pochodzi główny bohater filmu, marynarz Farrel. Po wielu latach nieobecności i włóczęgi po portach świata, Farrel powraca do rodzinnej wioski. Odnajduje swoich bliskich, którzy wiodą niespieszne, wypełnione codzienną ciężką pracą życie. Wydaje się jednak, że spotkanie to nie zmienia ani marynarza, ani jego rodziny, która nauczyła się żyć tak, jakby nigdy nie istniał."

W piątej minucie filmu, jeden z widzów komunikuje swoją obecność i zaangażowanie głośnym chrapaniem. Po godzinie budzi się ktoś inny, pytając towarzysza z fotela obok, czy coś przegapił, otrzymując w odpowiedzi głośne „Nic”. Oto Liverpool – film wymownego nicsięniedziania, który w ciągu 80 minut testuje wrażliwość widzów na kołysanki. Z drugiej strony, kogo nie zmorzy senna atmosfera, brak akcji, ślimacze tempo i niemal całkowita rezygnacja z dialogów czy nawet pojedynczych słów, może znaleźć w tym obrazie – o bogowie – przyjemność. Wyciszone studium samotności, poszukiwaniu własnego miejsca, i potrzebie bycia potrzebnym. Dla wyrozumiałej publiczności. [Arion]


Na Liverpool poszłam trochę na zasadzie - bo dlaczego nie? Film kontemplacyjny, spokojny, utrzymany w zimowych tonacjach. Przez 60 minut obserwujemy mężczyznę, który po kilkunastu latach wraca do rodzinnej miejscowości, by sprawdzić, czy bliscy jeszcze żyją. Na miejscu okazuje sie, że niewiele się zmieniło, życie toczy sie swoim trybem. Na 20 minut przed końcem bohater znika z ekranu i nie wiemy, czy bezpiecznie dotarł na swój statek, czy zaginął gdzieś po drodze. Mimo tego, że właściwie nic się nie dzieje, podobało mi sie, może ucięłabym jakieś 15 minut, szczególnie przedłużające się sceny, gdy pokój pustoszeje, a widzom prezentuje się ściany. Na plus filmowi zapisuje znakomitą muzykę w czołówce, zaś seansowi - współoglądających. Oj tak, efekty dźwiękowe towarzyszące projekcji były niezwykle ciekawe. Najpierw usłyszeliśmy za drzwiami dość mocną wiązankę, po czym na salę weszło dwóch panów i jeden rzekł - Kuba, tu jest pełno ludzi i oni wszyscy są cicho. Niemal tuż po rozpoczęciu jeden z widzów zasnął i pochrapywał, budząc tym uciechę lub oburzenie gawiedzi, zaś na koniec radośni ludzie na sali zakrzyknęli bis! Wszystkim takich seansów życzę.[Marigold]

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.