» Recenzje » Czarny Łabędź

Czarny Łabędź


wersja do druku

Poświęcając siebie

Redakcja: Martyna 'Saya' Urbańczyk

Czarny Łabędź
Darren Aronofsky, po znakomitych filmach takich jak Pi czy Requiem dla snu, w których ukazywał ludzkie obsesje i dążenie do autodestrukcji, po raz kolejny serwuje nam podobny klimat w swoim najnowszym obrazie. Czarny Łabędź to opowieść o ambicjach, opowieść o presji, jaką może na nas wywrzeć ktoś najbardziej nam bliski, wreszcie opowieść o tym, do czego jesteśmy zdolni i jak obsesyjne dążenie do celu może wpłynąć na człowieka.

W Black Swan obserwujemy baletnicę Ninę (w tej roli Natalie Portman), która walczy o główną rolę w otwierającym nowy sezon ”Jeziorze łabędzim”. W domu żyje pod presją matki, która utraciła szansę na karierę i poprzez córkę próbuje zrekompensować sobie stracone lata. Nina jest perfekcjonistką, wszystko co robi – każdy jej ruch, każdy gest – musi być idealne. Mordercze treningi, którym się poddaje, doprowadzają do wycieńczenia. Swój organizm bohaterka traktuje jak maszynę – ciągle go doskonaląc. Pewnego dnia w jej zespole pojawia się nowa, utalentowana baletnica Lily (Mila Kunis), z którą musi rywalizować. Premiera spektaklu nadchodzi wielkimi krokami, czasu jest coraz mniej, a Nina z każdym dniem bardziej zatraca się w dążeniu do perfekcji, co prowadzi ją do zguby.

Kino Aronofsky’ego ma swój niepowtarzalny klimat, który jest odczuwalny niemalże od pierwszych minut filmu. Już na początku, kiedy poznajemy główną bohaterkę, ten specyficzny nastrój, budowany poprzez narrację, ciężką muzykę i zdjęcia, w których jakby zawsze brakuje jasnych kolorów, daje nam do zrozumienia, że wraz z bohaterką zmierzamy w kierunku finału pozbawionego happy-end’u. Ten tytuł, tak jak i poprzednie dzieła reżysera, elektryzuje i nie pozwala pozostać obojętnym. Mamy tu do czynienia z jednym z tych twórców kina, którzy potrafią, jak mało kto, wciągnąć widza w historię od pierwszych do ostatnich chwil. Aronofsky ostrzega nas jednocześnie przed całkowitym oddaniem się swoim obsesjom, które mogą wydawać się tak niewinne.

Jesteśmy świadkami jak Nina odbiera znaki ostrzegawcze, ukazujące się pod postacią Beth, byłej ulubienicy trenera, w którą wcieliła się zapomniana już nieco Winona Ryder. Grana przez nią bohaterka nie może pogodzić się z tym, że jej dni właśnie minęły i swoimi rozpaczliwymi dążeniami do powrotu na scenę, prowadzi do przykrego wypadku. Nina, wydawać by się mogło, nie jest obojętna wobec losu, jaki zgotowała sobie Beth, którą kiedyś podziwiała. Jednak mimo tego szybko zapomina o całym zajściu i znowu nic nie liczy się bardziej niż rola.

Muzyka świetnie oddaje ciężki i mroczny klimat obrazu. Clint Mansell powoli, acz konsekwentnie staje się jednym z moich ulubionych kompozytorów filmowych. I chociaż trudno mi jest wyobrazić sobie komedię romantyczną z Jennifer Lopez, do której zatrudniono by Mansella, to nie o wszechstronności jego utworów tu mowa, ale o genialnym wręcz przystosowaniu muzyki do zdjęć i nastroju filmu.

Nie gorzej pomaga nam się wczuć w historię obsada. Natalie Portman, kolejny raz po Bliżej udowadnia, że potrafi też grać, a nie tylko wcielać się w księżniczki z gwiezdnych sag. Jej postać jest w pewien sposób przerażająca i konsekwentna w tym, co robi. Osobiście uwierzyłem jej w stu procentach, a to już trzeba nazwać sztuką. Partnerujący jej koledzy po fachu wypadają równie dobrze, i cieszy fakt, że główna postać nie dominuje na ekranie. Vincent Cassel doskonale wpasował się w rolę trenera Niny, zaś Mila Kunis, konkurentka z grupy baletowej, po prostu pasuje jak ulał. Dobrze się ją ogląda, a jej aktorstwu nie da się nic zarzucić.

Tak się jakoś ostatnio złożyło, że nie recenzuję słabych filmów. I jakkolwiek oczywistym jest, iż recenzja zawsze jest (w większym czy mniejszym) stopniu subiektywna, myślę, że Black Swan jest jednym z najlepszych obrazów ostatnich lat, jakie dane mi było zobaczyć. Klimat, muzyka i aktorstwo sprawiają, że stosunkowo banalna historia naprawdę wciąga. Ponieważ oglądamy tu nie opowieść o baletnicy starającej się o główną rolę, ale o problemach człowieka, który powodowany swoimi obsesjami, pogrąża się w nich coraz bardziej, doprowadzając do nieuniknionej tragedii. Jakie przesłanie serwuje nam Aronofsky w swoim najnowszym dziele? Czy chce nas on przestrzec przed naszymi ambicjami i przed tym, do czego mogą prowadzić, kiedy są nadmierne? A może chodzi też o coś jeszcze? Dojść do tego musicie sami. Jedyne, co mogę napisać na zakończenie to, że z pewnością polecam wam Czarnego Łabędzia i gwarantuję dobre, ambitne kino.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Black Swan
Reżyseria: Darren Aronofsky
Scenariusz: Mark Heyman
Muzyka: Clint Mansell
Zdjęcia: Matthew Libatique
Obsada: Natalie Portman, Mila Kunis, Winona Ryder, Vincent Cassel, Barbara Hershey, Toby Hemingway
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2010
Data premiery: 21 stycznia 2011
Czas projekcji: 108 min.
Dystrybutor: Imperial - Cinepix



Czytaj również

Thor: Miłość i grom
Ilu Thorów potrzeba, by uratować świat?
- recenzja
Mother!
Mamo, dlaczego?
- recenzja
Jackie
Dama okrągłego stołu
- recenzja
Noe #04: Kto przeleje krew
Nie-boska historia ocalenia
- recenzja
Noe #02: Wszystko, co pełza po ziemi
Twórcza interpretacja Potopu
- recenzja
Noe #1: Za niegodziwość ludzi
Aronofsky i jego fantastyka biblijna
- recenzja

Komentarze


New_One
   
Ocena:
0
Świetny film. Lepszy, niż się spodziewałem idąc do kina. Jasne, lubię dorobek Aronofsky'ego, ale nie uwielbiam. Tymczasem seans Black Swan pozostanie jednym z tych, które na długo zapadną mi w pamięć.

Aktorstwo, muzyka, zdjęcia, montaż... Ach, po co się rozdrabniać? To kawał solidnego kina i tyle!
10-03-2011 00:44
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Fajny pomysł, fajna Natalie, słaba reszta. Film jest boleśnie jednoznaczny, dosłowny, przegadany - co zresztą dla Aronofsky'ego, człowieka, który nie potrafi posługiwać się symbolami, jest już chyba cechą szczególną.
10-03-2011 05:45
chimera
   
Ocena:
+1
@Aureus

Zgadzam się odnośnie "Black Swan". Dodałbym "boleśnie pretensjonalny i przewidywalny". Nie zgadzam się jednak odnośnie Aronofsky'ego: "Zapaśnika" uwielbiam.
10-03-2011 08:55
kaduceusz
   
Ocena:
0
Jak nie lubię Aronofskiego, tak ten film mi się podobał. Trochę cierpiałem oglądając, ale finał uratował wszystko.
10-03-2011 08:55
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@Chimero,
a ja Requiem. Ale trauma po Źródle będzie się za mną ciągnąć latami.
10-03-2011 09:06
Ifryt
   
Ocena:
0
Film bardzo dobrze zrobiony, ale niestety niezbyt mi się spodobał. Przez większość czasu buduje napięcie w stylu horroru - narastające obrzydliwości i nierzeczywiste wydarzenia - by zakończyć się uderzeniem w wyższą nutę i pochwałą piękna. Nawet jeśli jest to przedstawienie subiektywnych odczuć bohaterki, to zakończenie było dla mnie zgrzytem - sceną jakby z innej bajki (nie będąc przy tym wystarczająco kontrastową, by potraktować ją jako kontrapunkt).
10-03-2011 09:24
Blanche
   
Ocena:
0
Mnie się bardzo podobał, jednak muszę przyznać, że każdy film, który zawiera w sobie takie ilości baletu ma u mnie co najmniej +2 do oceny :P
10-03-2011 10:05
Albiorix
   
Ocena:
+2
W Pi ukazywał ludzkie obsesje i dążenie do autodestrukcji? Ukazywał zbliżenie do oświecenia które niestety kończy się upadkiem, zyskaniem wygodnego i bezwartościowego samozadowolenia przeciętnego człowieka kosztem zamknięcia oczu na Absolut.

Bardzo ponure zakończenie a przy tym jedyny film w historii kina w którym identyfikowałem się choć trochę z bohaterem.
10-03-2011 11:03
Miroe
   
Ocena:
+3
Jak na "psychodramę" za dużo dosłowności w pokazywaniu urojeń bohaterki. Jak na horror zbyt emo. Mam wrażenie, że reżyser nie zdecydował do końca, jaki film chce nakręcić.

Mimo to nawet mi się podobało (duuuuża zasługa Portman, bez niej ten film byłby nie do oglądania), choć "Pi" sporo lepsze. "Zapaśnika" nie widziałem. "Requiem..." nie znoszę.
10-03-2011 11:37
~Beatrycze

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Film jest boleśnie jednoznaczny"

Nie powiedziałabym. Nina z jednej strony przeraża, z drugiej zaś strony rozumiem ją. I oglądnąwszy film nie potrafię odpowiedzieć właśnie jednoznacznie, na pytanie "czy było warto?". My byśmy powiedzieli, że raczej nie, ale ona osiągnęła spełnienie i ów prywatny absolut.


Co do wspomnianego w komentarzach "Pi" dla mnie jednak pozostanie on studium schizofrenii.
10-03-2011 12:42
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@Beatrycze

Nie wymieniłaś żadnego powodu, dla którego film nie jest jednoznaczny. ; )
10-03-2011 12:48
Umbra
   
Ocena:
0
Kacedeusz:

"Trochę cierpiałem oglądając, ale finał uratował wszystko."

Naprawdę? Mi się film podobał od pierwszych minut, zdjęcia i muzyka zrobiły swoje. Historia mnie wciągnęła na całego a właśnie końcówka, choć dobra i ładna wizualnie, wcale nie podobała mi się aż tak :)
10-03-2011 14:18
karp
   
Ocena:
0
Jak Aronofsky'ego lubię, tak Łabądek nie przypadł mi do gustu. Portman bardzo dobra, Cassel ok, ale całość jakoś nie zachwyca i już.
10-03-2011 14:51
Siman
   
Ocena:
+3
Zaraz, Aureusie, podobało ci się Requiem, a zarzucasz Czarnemu Łabędziowi jednoznaczność? Przecież Requiem to chyba najbardziej jednoznaczny film w historii kina.

Tymczasem wymowa Łabędzia jest owszem, bardzo klarowana, ale jest to wymowa, której nie można banalnie skwitować (w przeciwieństwie do Requiem: khem, khem, "narkotyki są złe", dziękuję za uwagę) i nie pozostawia obojętnym.

IMO mistrzowski film, jeden z najlepszych jakie widziałem od paru miesięcy.
10-03-2011 23:37

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.