» Blog » Transformers: Zemsta upadłych
26-06-2009 11:07

Transformers: Zemsta upadłych

Odsłony: 48

We are the World - a miało być coś zupełnie innego...

Z wczorajszego seansu wyszedłem dość skołowany. Film jest tak naładowany wszystkim, że trudno mi go w całości ogarnąć. Pewne jest jedno - Transformers: Zemsta upadłych to film poskładany z klocków w trzech rodzajach. Pierwsze, dominujące to akcja i efekty. Dużo, dużo, dużo akcji i efektów. Drugie to kloaczny humor, zbyt dużo, zbyt kloaczny. Trzeci rodzaj to rozpaczliwe sceny dialogowe i rozwijanie fabuły, jest ich mało, ale i tak za dużo. Całość jest totalnie nierówna i tworzy typowy hollywoodzki sequel: Więcej, mocniej, głośniej ale bez stylu i polotu. Ci sami scenarzyści, ten sam reżyser, a jednak...

Zacznijmy od najgorszego. W pierwszej części była scenka sikania na człowieka. "Żart" ten totalnie gryzł się z resztą filmu i wywoływał zażenowanie. Jedna scena. W tej części mamy dymające się pieski, małego robocika kopulującego z nogą dziewczyny, a nawet robota złożonego z ciężarówek i dźwigów budowlanych, któremu między nogami dyndają dwie kule do do wyburzania. Jeśli idzie o warstwę fabularną - w pierwszej części bardzo słusznie stwierdzono, że film obędzie się bez fabuły (no jest jakaś kostka i wszyscy ją gonią). Tu niestety postanowiono, że bez fabuły się nie obędzie i... i... po prostu jest źle.

Jeśli idzie o akcję to też nie ma zachwytów tak naprawdę. Rzeczywiście - praktycznie cały czas na ekranie coś się dzieje, ale brakuje stylu. Ktoś trafnie napisał - kilkunastosekundowy pojedynek Optimusa na autostradzie z Bonecrusherem wypada lepiej niż większość robocich mordobić z tego filmu. Klimat, pomysły styl. Robota przebijającego się przez autobus zapamięta większość, kotłowisko metalu nie zapada już tak w pamięć. Efekty są rewelacyjne, ale największe wrażenie robią nie te, które chyba miały je robić. Zamiast matrixowej walki Prime z trzema robotami zachwyciłem się jedną z wcześniejszych scenek, gdzie decepticon biegnie przez las rozgarniając drzewa, idealnie wpasowując się w otoczenie. Wybornie animowany jest mały robocik Wheelie przypominający momentami Johnny'ego 5. Ambiwalentne uczucia wywołuje stary robot. Jetfire jest genialnie animowany i rewelacyjnie zdubbingowany, ale robot z metalową brodą i laską?

Wymieńmy kilka atrakcji filmu. Falujący biust Megan Fox. Dubbing większości robotów, z Optimusem na czele (któremu jednak nawrzucano za dużo, czasem kiepskich i niepotrzebnych one-linerów). Więcej falującego biustu Megan Fox, tym razem w spowolnionym tempie. No i muzyka. Co najmniej równie dobra jak w poprzedniej części, w kilku przypadkach to poprawione kompozycje z jedynki. Soundtrack gubi się trochę w filmie, przez co najlepszy kawałek jest praktycznie nie do usłyszenia w czasie seansu.

Na koniec trochę o ratingu tego filmu. Otrzymał on PG-13 i jeśli wyłączyć cud, to musiała tu zadziałać jakaś wielka łapówa. Dobre roboty strzelają w głowę złemu, pokonanemu robotowi, mamy kopulujące pieski, słownictwo, którego od lat nie widziały filmy PG-13, wyrywanie robotom ociekających czymś zielonym kręgosłupów i kilka innych kwiatków. Poza totalnym zonkiem wyciągam z tego jeden wniosek. Avatar może mieć PG-13 i jednocześnie nie być "ugrzecznionym" na siłę. Oby tak było.

Podsumowania w jednym zdaniu nie będzie. Zabrakło mi polotu...

Komentarze


Bagheera
   
Ocena:
+1
Sceny kopulujących piesków iście żenujące, i żadna dawka efektów specjalnych mi tego nie wynagrodzi.
26-06-2009 11:46
~Miq

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
To ja wrócę do mojego FFX
26-06-2009 11:59
neishin
    z drugiej strony
Ocena:
0
zaczyna być zabawnie na uniwersytecie. Tak naprawde zabawnie (i tez malo PG-13, kiedy panna go prawie gwałci...). A potem wracamy do hampowania czyjejś nogi. Słabo.
26-06-2009 12:00
996

Użytkownik niezarejestrowany
    SPOILER
Ocena:
0
Pominąłem jedną nieporadność reżyserską, ale to spoiler więc i tak nie powinno tego być w głównym tekście.

W końcowej bitwie pojawia się imponujący i ogromnie ogromny Devastator. Jego transformacja trwa kawał czasu i można się spodziewać, że to finałowy boss. Tymczasem nie ma z nim praktycznie żadnej walki. Co więcej Agent Simmons obiecuje supertajnego railguna, który jest jedyną szansą na zniszczenie tego kolosa. Wszystko to w wirze wielkie rozdzierduchy, tak chaotycznej, że kiedy nagle śmig-śmig Devastator zostaje odstrzelony widz zadaje pytanie "to już?". Zero emocji, suspensu, czy epickiej sceny niszczenia największego z transformersów. Kolejne rozczarowanie.
26-06-2009 12:05
MidMad
   
Ocena:
0
Nie spodziewałam się po tym filmie niczego poza wielkimi fajerwerkami i kosmicznymi efektami, generalnie widzę, że się nie zawiodłam.
26-06-2009 12:11
~bob_thorp

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
W jedyne muzyka denerwowała mnie tak bardzo ze właściwie dobrała przyjemność z oglądania robotów. Jeśli w 2 jest podobnie to smutek, smutek.
26-06-2009 13:44
Puszon
    hmmm
Ocena:
0
film byl zly, nie tragicznie zly - ale slaby. Na szczescie mnoooostwo akcji i efektow specjalnych oraz wspolne komentarze uratowaly ten seans
27-06-2009 03:21
996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Puszon, Kiender i Inki razem z niżej podpisanym istotnie przyczynili się do poprawy jakości seansu. Machlowskiego nie wymieniam bo siedział daleko i nie było słychać co tam kłamie pod nosem.
27-06-2009 10:51
Deckard
   
Ocena:
0
Reckę Cravena odkładam na później, aby nie wpłynęła na moją, która dzisiaj pojawi się na Ad Acta. Natomiast about komentarzy - mam zupełnie inne wrażenia po seansie (w tym także odświeżonej dwa tygodnie temu jedynki).
27-06-2009 15:20
Deckard
   
Ocena:
0
Kwadrans po zapowiedzianym terminie, ech ten edytor grafik...

Revenge of The Fallen
28-06-2009 00:39
~filip z konopii

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
no te podteksty erotyczne to już przesada, ale scena simmonsa stojącego pod kulami devastatora xD uśmiałem się jak nigdy
28-06-2009 01:21
996

Użytkownik niezarejestrowany
    Po przypomnieniu jedynki:
Ocena:
0
Powtórzyłem sobie jedynkę, i zgodnie z przewidywaniami wdeptała kontnuację w ziemię. Nie żeby sikającego robota dało się wybronić, ale poza tą sceną to świetne kino rozrywkowe. Zamiast jakiegoś robo-fu w krzakach mamy krótkie ale świetne starcie na autostradzie. Zamiast chaosu na kupie piasku mamy rozpiździaj na całego w środku miasta z krzyczącymi ludźmi i totalnym zamętem.

Dziw bierze, ale jeśli idzie o transformacje też przegrywają. Optimus w bazie jest ok, Devastator też jakoś tam daje radę. Ale to nic w porównaniu ze scenami w jedynce - pierwsza przemiana Optimusa i Bumblebee, helikopter w scenie otwierającej film, radiowóz z "żabiej perspektywy", transformacja w czasie jazdy po autostradzie - wszystko to było pokazane z pomysłem...

Z jednej strony nie mamy fabuły - no może minimalną - tzn jest kostka i wszyscy za nią biegają. Z drugiej mamy jakieś okropne bełty legendy, artefakty i inne bzdety....

Jedyne co przemawia totalnie za dwójką to muzyka. OST jest jakby powtórką z trzecich Piratów - to dopieszczony OST z jedynki.

ergo - jestem zszokowany pozytywną opinią Deckarda...
29-06-2009 00:04
Deckard
   
Ocena:
0
Pytanie czego oczekiwałeś po filmie - może rzeczywiście dopiero D9 i Avatar będą w stanie Cię zaspokoić ;)

Co do transformacji i innych - zauważ że Bay nie powtarza scen wprowadzającyh jakiś motyw, który przewinął się w jedynce, lecz rozwija rzeczy wówczas niewykorzystane. Widz zdaje sobie sprawę, że i tak zaraz będzie zmiana pojazdu w robota, więc kamera pokazuje nam coś innego. W jedynce na dobrą sprawę pościgi były wolne, więc dwójka wprowadza Arcee i Sideswipe'a. W jedynce walka z Bonecrusherem była szybka, ale już ta z Megatronem polegała najczęściej na obracaniu kamerą gdzieś w okopie...

Spójrz, jak Transformersy upodobniają się do Cloverfielda kadrowaniem z perspektywy świadka w centrum wydarzeń; jednoczesnie nie brak też ujęc czysto MTV (brak mi tylko bomby wpadającej kominem).
29-06-2009 10:18
~Veetek

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ja oczekiwałem tego co po jedynce: efektownych walk między robotami z charakterem.

Kompletnie się zawiodłem. O ile byłem w stanie się zorientować kto walczy z kim, o tyle to -jak- walczy umykało uwadze. Chyba jedynie Bumblebee miał coś na kształt charakteru; z Megatrona zrobili cienką pipę na usługach Fallena, a z Optimusa Stevena Seagala z żenującymi one-linerami.

Na wstawione na siłę sceny pseudo-humorystyczne lepiej spuścić zasłonę milczenia, podobnie jak na robocie jajca i armato-penisa jednego z kuchennych robo-gremlinów.

IMO jedyny plus filmu to więcej niż jedna linijka kwestii Starscreama.
02-07-2009 14:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.